Prywatne szpitale już dziś mają więcej kontraktów z NFZ niż publiczne. Ubezpieczeni mogą skorzystać z 593 placówek niepublicznych (w tym ok. stu samorządowych) oraz z 571 publicznych.
Jeszcze na początku roku proporcje były odwrotne. Wartość kontraktów dla jednostek niepublicznych zwiększyła się z 2,4 mld w porównaniu z 2009 r. do 2,9 mld zł. Ale dla publicznych szpitali wynosi 23,3 mld zł. Największe kontrakty dostają szpitale kliniczne, w których wykonywane są najbardziej skomplikowane zabiegi.

Coraz większa skala

Prywatne lecznice to dziś coraz częściej duże, dobrze wyposażone szpitale, a nie, jak było jeszcze niedawno, szpitaliki liczące po parę łóżek, korzystające z wynajętych sal operacyjnych. Szpital Medicoveru, wybudowany dwa lata temu kosztem 40 mln euro, który wystąpił właśnie do NFZ o kontrakt kardiologiczny, ma pięć własnych sal operacyjnych, oddział intensywnej terapii i najnowocześniejszy sprzęt tomograficzny. W nowoczesny sprzęt zainwestowały też szpitale onkologiczne, choćby Mazowiecki Szpital Onkologiczny w Wieliszewie.
Reklama
Szpitale prywatne muszą zarabiać i z własnych pieniędzy inwestować, ale wiele świadczeń są w stanie wykonać za tę samą cenę co publiczne lub nawet taniej. Głównie dlatego, że pacjenta operują szybko i w taki sposób, by mógł wrócić do domu, w ciągu jednego, najwyżej trzech dni. W publicznych przy tych samych zabiegach okulistycznych czy urologicznych leży się do tygodnia i dłużej. Inna sprawa, że prywatne szpitale zabiegają o kontrakty przede wszystkim na najbardziej dochodowe świadczenia, starannie omijając takie, do których nieraz trzeba dopłacać, jak np. pediatria czy interna. NFZ stara się wymuszać na nich, aby włączały się w system dyżurów całodobowych, które zysków nie przynoszą. W tym miesiącu w Katowicach zaczął je pełnić np. szpital Mavitu.

Stały dopływ gotówki

Dostęp do pieniędzy NFZ to dla placówek prywatnych przede wszystkim szansa na stałe dochody i fundusze na rozwój. – Nawet te szpitale, które myślały, że wystarczą im prywatni klienci, zmieniały zdanie – mówi Andrzej Mądrala, prezes Centrum Medycznego Mavit i wiceszef Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Niepublicznych, zrzeszającego właścicieli ok. 200 największych prywatnych szpitali. Jak podkreśla, Polacy nie są jeszcze gotowi – zwłaszcza finansowo – płacić z własnej kieszeni za operacje, a prywatne polisy jeszcze raczkują.
– W moich szpitalach 10 – 20 proc. pieniędzy to własne wydatki pacjentów, reszta pochodzi z NFZ – dodaje Mądrala, właściciel szpitala okulistycznego i laryngologicznego.
Walka o publiczne pieniądze może wymusić zmiany w ochronie zdrowia. I przyspieszy wreszcie wycenę usług zdrowotnych przez resort zdrowia i NFZ.