Po 200 tys. zł mają otrzymać sami poszkodowani, 100 tys. zł - ojciec jednego z nich (pozostali rodzice już nie żyją), dwoje rodzeństwa - po 60 tys. zł i pięć pozostałych członków rodzin - po 30 tys. zł.

Reklama

Jest to kwota znacznie niższa od tej, jakiej żądali powodowie, łącznie 10 osób: dwie pary bliźniąt, ich rodzeństwo oraz jeden ojciec. Chcieli oni 2,4 mln zł: po 300 tys. zł dla samych poszkodowanych, dla pozostałych członków ich rodzin - po 200 tys. zł.

Proces, który rozpoczął się w marcu br. na wniosek powodów, został utajniony. Uzasadnienie orzeczenia także odbyło się za zamkniętymi drzwiami.

Pełnomocnik powodów mec. Maria Wentlandt-Walkiewicz powiedziała PAP w dniu rozpoczęcia procesu, że zamienieni chłopcy byli bliźniętami jednojajowymi, więc ich podobieństwo było "uderzające".

"Te rodziny cały czas żyły w niepewności, były narażone na dociekliwość sąsiadów, kolegów w szkole, ich komentarze. A przede wszystkim każdy ma prawo wychowywać się w swojej rodzinie, ze swoim rodzeństwem, a szczególnie bliźnięta" - powiedziała wówczas Wentlandt-Walkiewicz.

Do zdarzenia doszło w 1953 r. w szpitalu w Przeworsku. W odstępie dwóch dni urodziły się tam dwie pary bliźniąt: dwóch chłopców oraz dziewczynka i chłopiec. Nie wiadomo dokładnie, kiedy chłopcy zostali zamienieni.

Zamianę zaczęto podejrzewać, gdy zauważono, że chłopcy, wychowujący się w innych rodzinach, są łudząco podobni do siebie. Pełnomocnik dodała, że dzieci widywały się czasem, ponieważ mieszkały w pobliżu siebie.

Jednak decyzję o zrobieniu testów DNA rodziny poszkodowanych podjęły dopiero po nagłośnieniu w mediach sprawy zamiany bliźniaczek z Warszawy. Badania genetyczne potwierdziły, że zamienieni chłopcy są bliźniętami jednojajowymi.