Znany z prawicowych poglądów publicysta spotkał Owsiaka na korytarzu TVN. To pan! Dlaczego mnie pan nienawidzi? - pytał Terlikowskiego szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Na koniec Owsiak stwierdził, że publicystę może uzdrowić tylko rock'n'roll. Niech pan poprosi rodziców, żeby panu pozwolili przyjechać na Przystanek Woodstock - powiedział.
Gdy o wymianie zdań obu panów zrobiło się głośno, Terlikowski opublikował w serwisie fronda.pl odpowiedź. Zapowiedział, że jeśli zostanie zaproszony na Przystanek Woodstock, to przyjedzie.
Dodał, że męczy go już udowadnianie, że nie jest wielbłądem. Podkreślił też, że nie ma wrażenia, by można było mu zarzucić, iż nienawidzi Jerzego Owsiaka czy szerzej ludzi.
O jednym mogę lidera WOŚP zapewnić, jeśli rzeczywiście chce mnie widzieć na Woodstocku i pozwoli mi porozmawiać z młodzieżą, to ja się tam stawię. I powiem, dlaczego napisałem to, co napisałem (wcale nie tylko negatywnie, co może zobaczyć każdy, kto czytał teksty) - zadeklarował Terlikowski.
Co więcej, dodał, że gotów jest przyłączyć się do akcji WOŚP. Jeśli zaś – co wczoraj w rozmowie w TVN24 sugerował – Jerzy Owsiak odwoła swoje opinie na temat eutanazji (czyli zabijania chorych), i przyzna, że chorym nie jest potrzebna dyskusja nad ich likwidacją, ale nad wydolnym systemem opieki nad nimi, to nie tylko z radością odwołam opinię na temat „cywilizacji śmierci”, ale nawet w przyszłym roku stanę z orkiestrową puszką - napisał Terlikowski.
W dniu XXI Finału Wielskiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Terlikowski napisał na portalu fronda.pl: Jerzy Owsiak jest tym bardziej niebezpieczny, im więcej realnego dobra przynosi jego akcja. WOŚP nie może bowiem usprawiedliwiać nieodpowiedzialnych wypowiedzi, które doprowadzić mogą do zmiany postaw społecznych wobec eutanazji. Nawiązał w ten sposób do wywiadu udzielonego przez Owsiaka portalowi dziennik.pl, w którym szef Orkiestry mówił o swych przemyśleniach na temat eutanazji.
Komentarze(61)
Pokaż:
Wielka kompromitacja naukowców
W ubiegłym roku rozgorzała burzliwa dyskusja na temat fragmentu papirusu, który pochodził rzekomo sprzed 2 tysięcy lat. Artefakt zawierał sensacyjne informacje, które mogły wpłynąć na kształt chrześcijaństwa. Wśród rewelacji widniejących na skrawku materiału, znaleźć można było te wskazujące na to, że Jezus był żonaty. Badaniem rekwizytu zajęli się wówczas naukowcy jednej z prestiżowych uczelni. Czy dziś na temat wiarygodności wspomnianego źródła można powiedzieć coś więcej?
We wrześniu 2012 r. w ręce naukowców trafił skrawek niezwykłego papirusu. Zawarty na nim tekst przytaczał rzekomo słowa Jezusa, który wskazując na niewiastę, określał ją mianem swojej żony - informował dziennik "Daily Mail". Co więcej, z zapisu wynikało, że Jezus chciał, aby kobieta dołączyła do grona Jego uczniów, a potem dodał, że z nią mieszka. Część badaczy ponownie wysnuła sugestię, że Jezus - który zgodnie z wiarą chrześcijan jest Synem Bożym - oraz Maria Magdalena stanowili parę. Zdaniem komentatorów, którzy spiesznie postanowili skomentować odkrycie, fragment dokumentu wskazywał, że Mesjasz wcale nie żył w celibacie, a to podważałoby założenia będące częścią doktryny wielu chrześcijan.
Odkrycie zostało zaprezentowane podczas odbywającej się we wrześniu ub.r. konferencji w Rzymie. W czasie sympozjum prof. Karen King z Harvard Divinity School poinformowała zebranych o fragmencie papirusu i widniejącym na nim w języku koptyjskim tekście, zawierającym sensacyjne sformułowania.
"Ten tekst pokazuje postawę pierwszych chrześcijan, dla których małżeństwo może być naśladownictwem twórczości Boga i że może to być właściwe i prawidłowe pod względem duchowym" - mówiła wówczas prof. Karen King, która pozwoliła sobie na teologiczny komentarz i dodała, że odczytane treści podważają funkcjonowanie celibatu w Kościele. Dodała też, że odszyfrowany fragment może być w rzeczywistości częścią tzw. Ewangelii żony Jezusa i "(...) ostatecznym dowodem na to, że Jezus miał żonę, którą była Maria Magdalena".
Wiele osób z niecierpliwością oczekiwało na moment, w którym pojawią się wyniki ekspertyz potwierdzających autentyczność pochodzącego sprzed prawie dwóch tysięcy lat materiału, który wprowadził niemałe zamieszanie wśród naukowców oraz teologów. Takie analityczne opracowanie miało się pojawić ostatnio na łamach "Harvard Theological Review" - publikowanego przez Cambridge University Press prestiżowego periodyku. Wydawcy czasopisma w ostatniej chwili zdecydowali się jednak na odroczenie terminu publikacji materiału prezentującego rewelacje na temat autentyczności papirusu oraz żony Jezusa.
Wielu komentatorów nie pozostawia wątpliwości, że to ostateczny dowód na to, że pochodzące z IV wieku koptyjskie tłumaczenie, powstałego rzekomo w II wieku materiału, było zwyczajną fałszywką.
"A kto w ogóle mówił, że to jest prawdziwe?" - zapytał do bólu szczerze profesor David Gill z University Campus Suffolk, komentując fakt odwołania publikacji wyników badań naukowców, którzy mieli ujawnić dalsze szczegóły dotyczące papirusu.
Profesor Gill zasugerował, że w świecie nauki pojawia się coraz więcej inteligentnych podróbek - poinformował serwis "Fox News".
Głos w sprawie zabrali już przedstawiciele Harvard Divinity School, którzy stwierdzili, że publikacja artykułu poświęconego zagadce papirusu się opóźni. Wszystko przez to, że nie ukończyła się analiza laboratoryjna materiału.
Wielu ekspertów uważa jednak, że dalsza analiza takich materiałów - nawet jeśli byłby oryginalne - nie ma sensu. Dlaczego? Badany obecnie kawałek papirusu ma zaledwie 3,8 na 7,6 centymetra. Stanowi fragment większego tekstu. Jego rozpatrywanie w oderwaniu od kontekstu mija się z celem.
"Istnieją tysiące skrawków papirusu, na których znaleźć można szalone rzeczy" - powiedział Wolf-Peter Funk, lingwista i znawca języka koptyjskiego. "To może być cokolwiek".
W sprawie papirusu głos zabrał już także Watykan, również uznając go za falsyfikat.