W ciągu 3 lat od 2009 roku włącznie, organizacja zbierająca pieniądze na dożywianie dzieci, przelała za granicę ponad 12 milionów złotych - czytamy w gazecie. To ponad 90 procent przychodów fundacji. W latach 2009-2010 na dożywianie dzieci przekazano jedynie 561 tysięcy złotych.
"Rzeczpospolita" ustaliła, że milionowe przychody fundacji są przeznaczane na koszty działalności operacyjnej. To głównie zlecenie obsługi wysyłkowej listów z prośbą o pomoc dzieciom. Wykonywała je prywatna spółka SAZ Dialog Europe AG z siedzibą w Szwajcarii.
Prezes "Maciusia", Grzegorz Janiak tłumaczy, że fundacja korzystała z usług tej spółki, tak jak z usług Poczty Polskiej, ponieważ samodzielnie nie ma możliwości logistycznych przeprowadzenia takiej kampanii.
W 2011 roku szwajcarska spółka wysłała ponad 720 tysięcy takich listów. Tyle, że koszt takiej przesyłki to tylko 2 do 3 złotych. Fundacja "Maciuś" ma 65 tysięcy stałych darczyńców - pisze "Rzeczpospolita".
Jednak organizacja od 3 lat nie ma zgody ministra spraw wewnętrznych na prowadzenie ogólnopolskiej zbiórki pieniężnej. Powodem jest brak prawidłowych sprawozdań i rozliczenia zbiórek publicznych z 2007 i 2008 roku - czytamy w gazecie.
Komentarze (177)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszehttp://zpp.net.pl/pl/Aktualnosci/DONIESIENIE-DO-CBA-O-MOZLIWOSCI-POPELNIANIA-PRZESTEPSTW-PRZEZ-URZEDNIKOW-MINISTERSTWA-FINANSOW
Jednak jest ktoś, kto nie godzi się z zawłaszczeniem przez RM i jej dyrektora pieniędzy na ratowanie stoczni. 15 września 2000 r. Bolesław Hutyra (wraz z dwoma kolegami ze Stowarzyszenia Obrońców Stoczni) jedzie na umówioną rozmowę z ministrem skarbu państwa. Temat rozmowy: co się stało z pieniędzmi z ogólnopolskiej zbiórki Rydzyka i jak je odzyskać.
Około godziny 7.30 ich opel calibra uderza na prostym odcinku drogi (w okolicach miejscowości Powierż koło Nidzicy) w wielką maszynę do zrywania asfaltu. Pogoda jest idealna, a drogowy kombajn z daleka widoczny. Śledztwo nie wykazuje śladów hamowania. Przy denatach policjanci nie znajdują żadnych dokumentów (identyfikacja zwłok trwa kilka dni). Nie ma kwitów - ani osobistych, ani takich, które mogłyby pomóc w trakcie dyskusji z ministrem. Ot, panowie jechali z pustymi rękami, bez dowodów osobistych, bez legitymacji, bez praw jazdy i dowodu rejestracyjnego pojazdu... Co więcej, nie ma żadnego świadka wydarzenia. Jedna z najbardziej ruchliwych dróg w Polsce jest akurat (przypadkowo?) pusta. Są osoby, które do dziś twierdzą, że ruch na trasie został wiele minut wcześniej wstrzymany, aby...
W każdym razie już nikt więcej nie kwestionuje prawa Rydzyka do zebranych pieniędzy. Nie ma też odważnych, by wyjaśnić tajemniczą, potrójną śmierć na szosie. Śledztwo zostaje umorzone `ze względu na niestwierdzenie...'. To już niemal mantra, nieprawdaż?
Po upadłości Stoczni Gdańskiej o. Tadeusz Rydzyk ogłosił chęć ratowania zakładu. Akcja rozpoczęła się na początku 1997 roku. Z inicjatywy słuchaczy powstał powołany przy Radiu Maryja przez osoby uczestniczące w audycji na temat sytuacji Stoczni Gdańskiej Społeczny Komitet Ratowania Stoczni Gdańskiej w celu zbiórki pieniędzy na uratowanie stoczni poprzez wykupienie jej. W skład Komitetu oprócz m.in. naukowców z Polskiego Stowarzyszenia Morsko-Gospodarczego im. Eugeniusza Kwiatkowskiego, weszły takie osobistości jak: biskup i były kapelan NSZZ „Solidarność” doktor Edward Frankowski, nestor polskiego okrętownictwa, były rektor Politechniki Gdańskiej, profesor Jerzy Wojciech Doerffer, wieloletni rektor KUL i współtwórca Lubelskiej Szkoły Filozoficznej profesor Mieczysław Albert Krąpiec, profesor Piotr Jaroszyński, doktor Józef Krok, dyrektor sekcji polskiej i profesor literatury polskiej Uniwersytetu paryskiej Sorbony Jacek Trznadel, profesor i senator Adam Biela, czy senator Jadwiga Stokarska. Zbiórka trwała dwa lata, do chwili gdy okazało się, że „wykupienie Stoczni nie jest już możliwe”. Po przejęciu Stoczni Gdańskiej przez Stocznię Gdynia na antenie Radia Maryja ogłaszano komunikat informujący, że zebrane pieniądze na ratowanie stoczni od darczyńców będą w zależności od ich woli: albo zwrócone, albo przekazane na inny wskazany przez nich cel dobroczynny. Zdaniem redaktorów z dziennika „Gazeta Wyborcza” zbiórka była prowadzona bez zezwolenia, a pieniądze i świadectwa udziałowe NFI nie wpłynęły do Stoczni i nie zostały nigdy publicznie rozliczone .W sprawie zbiórki pieniędzy przez osoby związane z Radiem Maryja polska prokuratura dwa razy rozpatrywała zgłoszone zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa i dwukrotnie odmówiła podjęcia kroków wszczynających postępowanie, nie doszukując się ku temu podstaw.