131,4 mld zł - tyle pieniędzy zapisano w przyjętym przez rząd wieloletnim programie modernizacji armii na lata 2013–2022. Na 14 głównych programów operacyjnych przeznaczono 91,5 mld zł (z czego na tarczę antyrakietową, śmigłowce oraz zwalczanie zagrożeń na morzu wydane ma być ponad 50 mld zł). Dla porównania: w latach 2014–2020 na unijny Program Operacyjny Infrastruktura i Środowisko przeznaczone zostało 27,5 mld euro, czyli ponad 110 mld zł. Tak wielka kwota to również wielki problem, jak ją wydać, i wielkie rafy, o które wszystko może się rozbić. Nasi rozmówcy wymieniają co najmniej cztery powody, dla których plan modernizacji polskiej armii może okazać się niewypałem.

Niewydolny MON

Biorąc pod uwagę, jak duży aparat administracyjno-urzędniczy jest angażowany do obsługi POIiŚ, to szanse na to, że urzędnicy Ministerstwa Obrony Narodowej, dysponując dużo mniejszymi kadrami, wydadzą podobną kwotę w podobnym czasie, są małe. W ubiegłym roku we wspominanych 14 programach zbrojeniowych wydano 2,3 mld zł: ponad 400 mln zł na samoloty transportowe Casa, ponad 560 mln zł na kołowe transportery opancerzone Rosomak, a prawie 420 mln zł na systemy wsparcia dowodzenia oraz zobrazowania pola walki C4ISR.
Zgodnie z harmonogramem przyjętym przez MON, już w 2016 r. wydawana kwota powinna być trzykrotnie większa, a od 2017 r. przez pięć lat powinniśmy średnio wydawać na te programy po ponad 12 mld zł rocznie. To nierealne. Jeśli uda nam się wydać 70-80 proc. zapowiadanej kwoty, będzie to można uznać za sukces - mówi Mariusz Cielma, redaktor naczelny portalu DziennikZbrojny.pl. Gdy popatrzymy na poprzednie programy modernizacyjne, to ich realizacja była mniej więcej na poziomie 50 proc. - ocenia ekspert. Podstawowym problemem jest to, że przetargi i etapy analityczne (np. dialog techniczny) są przeciągane w nieskończoność.
Reklama

Polityczny opór

Reklama
Rafą, o którą może się rozbić modernizacja, są zmiany w Ministerstwie Obrony Narodowej. Kolejna ekipa rządząca wcale nie musi zaakceptować planów obecnego ministra Tomasza Siemoniaka. Zapewne główne programy modernizacyjne się nie zmienią, ale jego następcy mogą chcieć nabyć sprzęt o innych parametrach, co oznacza kolejne przetargi i wydłużenie zakupu o całe lata. Nawet jeśli Platforma Obywatelska wygra przyszłoroczne wybory parlamentarne, to trudno uwierzyć, że minister Siemoniak będzie sprawował swoją funkcję do 2022 r. Przykładem totalnej zmiany programu w trakcie realizacji jest korweta Gawron, której budowy zaniechano po wydaniu 460 mln zł; zamiast tego powstanie okręt patrolowy.

Brak transparentności

Inną trudnością jest siła przebicia i lobbing, jakim dysponują wielkie międzynarodowe firmy zbrojeniowe. Kupujemy to, na co się koncerny umówią z wojskowymi. Nie to, co jest najbardziej potrzebne czy sensowne. Zakupy zbrojeniowe to cały czas jest sfera nietransparentnych interesów - tłumaczy Jacek Łęski, którego agencja PR-owska obsługiwała koncerny zbrojeniowe. Najlepszym przykładem są samoloty bezzałogowe. Proszę pamiętać, że pierwszy przetarg na drony wygrała firma Aeronuatics, nie mając sprzętu, który oferowała armii. Przez trzy lata nie potrafili się wywiązać z kontraktu i wreszcie strona polska go zerwała - mówi Łęski. Najbardziej szokuje to, że nikt w MON nie poniósł z tego tytułu żadnych konsekwencji. Przy planowaniu kolejnego zakupu bezzałogowców, gdy bezpośrednio dogadywały się rządy Izraela i Polski, izraelska firma, która najpewniej zostałaby pominięta w tej transakcji, mówiąc kolokwialnie, po prostu wywróciła stolik negocjacyjny i wszystko zostało zawieszone – odsłania kulisy zakupów.
Całe to mówienie o przejrzystości nie jest nic warte. Patrząc na specyfikację istotnych warunków zamówienia, od razu można powiedzieć, pod kogo dany przetarg jest rozpisany i kto ma go wygrać. To się od lat nie zmieniło - mówi inny nasz rozmówca z branży, który nie życzy sobie, żeby ujawniać jego nazwisko.

Grzechy dostawców

Oprócz wspomnianego już przykładu niedostarczonych dronów, nasi rozmówcy wspominają los kierowanych pocisków przeciwpancernych Spike. W ubiegłym roku okazało się, że po wystrzeleniu ciągną one za sobą smugę dymu, po której można zlokalizować strzelca. Specjaliści z branży postulują, aby przed zakupem każdy sprzęt był testowany na polskich poligonach, co pozwoliłoby uniknąć podobnych sytuacji. Przy zakupie dronów testów nie było w ogóle, a pociski Spike sprawdzano w Izraelu, w zupełnie innych niż u nas warunkach atmosferycznych.
26,4 mld zł ma kosztować system obrony powietrznej
11,5 mld zł armia zamierza wydać na zakup śmigłowców
13,8 mld zł przewidziano do wydatkowania na modernizację marynarki wojennej
Nie wystarczy kupić. Trzeba zrobić to mądrze, a potem korzystać
Innego rodzaju zagrożeniem przy modernizacji armii jest to, że nawet jeśli uda nam się wydać pieniądze przeznaczone na nowe programy zbrojeniowe, to zakupom może nie towarzyszyć transfer technologii, a bez tego polski przemysł zbrojeniowy pozostanie skansenem. Wielokrotnie negocjowaliśmy gwarancje offsetowe, z których nic nie wyniknęło - twierdzi były dowódca wojsk lądowych i wiceminister obrony narodowej generał Waldemar Skrzypczak. Musimy przy tych zakupach uniknąć sytuacji, że u nas składa się sprzęt tylko za pomocą śrubokręta i młotka, a zaawansowane rzeczy robi się gdzie indziej. Trzeba się domagać pełnego transferu technologii. Teraz jest tak, że często nie możemy sami serwisować sprzętu, którego używamy. Musimy go wysyłać za granicę, a to jest niedopuszczalne. Program, który z założenia kosztuje 10 mld zł, potem faktycznie wynosi dwa razy więcej, bo ponoszone koszty eksploatacji są olbrzymie. Nie wystarczy kupić. Trzeba kupić mądrze - stwierdza wojskowy.
Ale nawet jeśli już mamy technologię, to nie znaczy, że z niej korzystamy. Jedną z nielicznych udanych inwestycji offsetowych było unowocześnienie Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 2 w Bydgoszczy. Dziś mieści się tam krajowe centrum serwisowe dla samolotów wielozadaniowych F16, można tam także serwisować samoloty transportowe C-130E. Tymczasem w marcu okazało się, że na serwis polskich F16 zostanie ogłoszony przetarg, w którym startować będą firmy z całej UE. Jak donosił DziennikZbrojny.pl, ministerstwo nie skorzystało z możliwości zakupu z wolnej ręki (unijne regulacje przewidują taką możliwość, jeżeli jest to związane z potencjałem obronnym kraju i inne kraje UE często z tego wybiegu korzystają). Jeśli firma z Bydgoszczy nie wygra tego przetargu, to nowoczesny zakład, który właśnie został zmodernizowany, będzie zupełnie niewykorzystany. Może to się także wiązać z kolejnymi zwolnieniami w polskiej zbrojeniówce.