Przyznał, że miał biedne, dzieciństwo, ale za to bardzo szczęśliwe. - Skromnie się nam żyło, ale był spokój, była miłość rodziców i nasza była czwórka – przypominał sobie.
Jak się uczył? Dobrze, jak sam mówił, bo "do szkoły chodził, był raczej solidny i z nauką nie miał problemów". Ale, co też przyznał, nie należał do grzecznych dzieci – bywał niesforny i zdarzało mu się palić papierosy.
Dopytywany, jakim jest ojcem, odpowiadał z kolei: - Kiedyś powiedziałem, że zdzieliłem moich synów przez łeb i zrobiła się awantura. Rzuciły się na mój łeb feministki. Na pytanie "Kiedy pan te dzieci karci?", powiedziałem: "Jak na przykład wigilia nadchodzi, a oni mi łapami, paluchy do ciasta i rodzynki wybierają". Karczycha, metr dziewięćdziesiąt chłopaki, więc wziąłem ścierę i przez łeb. Wielkie niebo! Zagrzmiały dzwony oburzenia. Wie pan - bić nie, ale karcić... W ogóle uważam, że ten cały spór jest trochę sztuczny.
Cymański tłumaczył przy tym, że dzieci potrafią, jak mało kto wyprowadzić z równowagi. - Jak maleńkie dziecko, to człowiek chętnie by je zjadł z miłości, a jak podrośnie - to żałuje, że tego nie zrobił. Jest coś takiego: małe nie dają spać, duże nie dają żyć – skwitował w RMF FM.