Skąd pomysł, by dzieciom uchodźców dać do ręki aparat fotograficzny?
To dla mnie oczywiste! Skoro od dwóch lat toczy się w Polsce ożywiona dyskusja o uchodźcach, a ja cały czas mam wrażenie, że oni są w niej całkowicie pomijani. Nie pytamy ich, co myślą, jak widzą Polskę i jak oceniają to, co się w niej teraz dzieje. Zapominamy, że rozumieją, słyszą. Po drugie, zdajemy się nie wiedzieć, że połowa uchodźców to właśnie dzieci.
Ale przecież życie uchodźców znamy z reportaży czy zdjęć zawodowców.
I o to właśnie chodzi - fotografie, które do tej pory ujrzały światło dzienne, były robione jedynie przed osoby z zewnątrz. A nie tych, o których cały czas tu mówimy. Chciałam to zmienić i dlatego na początku lutego tego roku rozpoczęłam warsztaty w dwóch ośrodkach dla uchodźców - koło Góry Kalwarii i Podkowy Leśnej; oba znajdują się w województwie mazowieckim. U rodzin, które uciekły z Czeczenii, Turkmenistanu, Gruzji, dla których to Polska stała się teraz nowym domem. Warsztaty trwały łącznie trzy miesiące, teraz kończy je wernisaż.
Co dokładnie na nim zobaczymy?
40 zdjęć zrobionych przez 21 autorów i autorek - bo dziewczynki też fotografowały. Oczywiście zdjęć powstało dużo więcej, ale nie wszystkie mogłyby być pokazane na wystawie. Widzimy na nich przede wszystkim, jak z ich perspektywy wygląda dzieciństwo - dzieci skupiły się głównie na pokazywaniu siebie na wzajem, swoich koleżanek, kolegów, rodzeństwa. Dużo mniej jest na fotografiach rodziców czy np. pracowników ośrodka, niewielu - polskich kolegów. Głównie dlatego, że obozy dla uchodźców są oddalone od osiedli i miast - w większości mieszczą się w lasach, na terenach byłych jednostek wojskowych - więc i mniejsza jest szansa na zawarcie nowych przyjaźni.
Przy okazji możemy też zobaczyć warunki, w jakich żyją...
Ale też jak spędzają czas, jak się cieszą i jak się smucą - wbrew pozorom są bardzo energiczne i radosne, choć ich dzieciństwo nie jest typowym dzieciństwem. Pokoje w niczym nie przypominają sypialni polskich dzieci, bo dzieci uchodźców śpią na metalowych, piętrowych łóżkach nierzadko z rodzicami. Bawią się z kolei głównie na długich korytarzach, ale jednak się bawią.
Pamiętają, dlaczego się tam znalazły?
Nie zawsze, bo niektóre z urodziły się już w Polsce. I tu od razu zastrzegam, że warsztaty to nie była psychoterapia. Raczej sposób na inspirację. Pokazywałam dzieciom fotografie znanych reporterów, mówiłam, jak można spędzić czas, nauczyć się czegoś nowego i przy okazji dobrze bawić.
To dlatego wystawa nosi tytuł "Raz, dwa, trzy..."?
I tak, i nie. Z jednej strony to nawiązanie do dziecięcych wyliczanek różnego rodzaju, a z drugiej odniesienie do sytuacji panującej na Bliskim Wchodzie. Przecież uchodźcą się nie zostaje, bo tego się chce. Z wyboru. O tym decyduje splot okoliczności, ślepy los, który nierzadko wylicza właśnie: "Raz, dwa, trzy… Uchodźcą będziesz Ty".