We wtorek przed Sądem Rejonowym Lublin-Zachód rozpoczął się ich proces. Żaden z oskarżonych nie przyznał się do popełnienia zarzucanych im czynów. Marcin G. odmówił składania wyjaśnień, podobnie jak to uczynił w śledztwie. Piotr D. i Łukasz U. przedstawili swoje wersje wydarzeń, według których ich interwencje przebiegały zgodnie z procedurami i nie doszło do złamania przepisów.

Reklama

Pokrzywdzony, 30-letni obywatel Francji Igor C. zeznał, że zatrzymany został przez policjantów w centrum Lublina podczas Nocy Kultury. Jechał taksówką z przyjacielem do hotelu, ale nie umieli tam trafić. Pili wcześniej alkohol. Nie mieli przy sobie pieniędzy. Przyjaciel Igora C. kazał taksówkarzowi zatrzymać się, wyskoczył z auta i uciekł. Wtedy taksówkarz podjechał do patrolu policji. Policjanci zabrali Francuza do radiowozu, założyli mu kajdanki i zawieźli go do izby wytrzeźwień.

Na parkingu przed izbą wytrzeźwień funkcjonariusze pytali obywatela Francji o personalia, ponieważ nie miał on przy sobie dokumentów. Nie umiał podać numeru PESEL, źle podał datę urodzenia, mówił w różnych językach. Wtedy doszło - jak zeznawał Igor C. - do kilkukrotnego rażenia go paralizatorem, w genitalia, udo, klatkę piersiową. Policjant miał go uderzyć w twarz, a funkcjonariusze - wyśmiewać go. Noc spędził w izbie wytrzeźwień, po wyjściu przeprowadził obdukcję u dwóch lekarzy, w Lublinie oraz w Warszawie i złożył skargę.

Przyznał przed sądem, że nie były prawdziwe jego pierwsze zeznania na policji, gdy twierdził jakoby podczas interwencji na ulicy funkcjonariusze wyciągnęli go z taksówki, rzucili na ziemię i przyciskali kolanami głowę do asfaltu. Nagrania monitoringu pokazały, że sam wsiadł do radiowozu. Igor C. tłumaczył przed sądem, że początkowo mówił tak z powodu szoku, jaki przeżył. Igor C. złożył podczas rozprawy wniosek o zadośćuczynienie pieniężne w kwocie 100 tys. zł.

Drugi z pokrzywdzonych, 24-letni student Rafał K. zatrzymany został tej samej nocy. Był z dziewczyną i kolegą. W restauracji doszło do bójki. Rafała K. ktoś pobił, jak się potem okazało, doznał złamania szczęki. Usiłował gonić sprawcę na ulicy i wtedy nadjechał patrol policji. Funkcjonariusze – jak zeznał Rafał K. - nie chcieli ścigać sprawcy pobicia, który był jeszcze wtedy w zasięgu wzroku. Doszło do szarpaniny, policjanci przewrócili go, założyli mu kajdanki i zabrali do radiowozu. W radiowozie użyli wobec niego gazu łzawiącego. Gdy wprowadzili go do izby wytrzeźwień, nic nie widział, nie mógł otworzyć oczu. Tam ktoś kilkukrotnie poraził go paralizatorem, w klatkę piersiową i genitalia.

Rafał K. trafił w izbie wytrzeźwień do tej samej sali, w której był Igor C. Opowiadali sobie, co ich spotkało. Po wyjściu z izby wytrzeźwień udał się do lekarza. Przebywał kilka dni w szpitalu, gdzie leczył złamaną szczękę. Nikomu nie mówił o tym, że był rażony paralizatorem. Zgodził się zapłacić mandat za stawianie oporu policji i nieokazanie dokumentów, choć - jak przed sądem twierdził - wylegitymował się. Tłumaczył, że po tym co przeszedł, wolał zapłacić, niż przeciwstawić się policji.

Według ustaleń prokuratury paralizatora wobec pokrzywdzonych używał 41-letni funkcjonariusz Marcin G. W jego szafce na komisariacie znaleziono latarkę z paralizatorem, którego nie miał na wyposażeniu służbowym i nie miał prawa używać. 38-letni Piotr D. oraz 36-letni Łukasz U., którzy przywieźli do izby wytrzeźwień obywatela Francji odpowiadają za to, że nie dopełnili swoich obowiązków i nie uchronili go przed torturami. Wszyscy trzej zostali usunięci z policji i aresztowani. Grozi im do 10 lat więzienia.

Reklama