Szefowa KBW podczas czwartkowego posiedzenia sejmowej komisji regulaminowej i spraw poselskich podkreśliła, że urząd "nie posiada informacji z jakich wyborów pochodzą karty do głosowania".

- W myśl dotychczasowych przepisów, które obowiązywały do stycznia tego roku, kiedy została zmieniona zasada dotycząca przechowywania dokumentów, karty do głosowania nie stanowiły zasobu archiwalnego, podlegały brakowaniu po określonym w przepisach terminach - mówiła Magdalena Pietrzak.

Reklama

- To są terminy w odniesieniu do wyborów parlamentarnych, prezydenckich, po upływie 30 dni od rozstrzygnięcia przez Sąd Najwyższy ważności wyborów, podjęcia przez Sąd Najwyższy uchwały ws. nieważności wyborów lub nieważności wyboru posła do Parlamentu Europejskiego w wyborach do PE. Natomiast w przypadku wyborów samorządowych tj. do czasu wydania przez sąd prawomocnych orzeczeń dot. wyborów, bądź też upływu zgłaszania protestów - podkreśliła.

Przyznała, że praktyka była taka, że wniosek na wyrażenie zgody na przekazanie do zniszczenia kart składał dyrektor delegatury miejscowej KBW do dyrektora Archiwów Państwowych i po takiej zgodzie karty były niszczone.

Jak zaznaczyła, "waga tych kart do głosowania po upływie tych terminów właściwie była żadna". - To przestało być jakimkolwiek dokumentem, który miał jakąś wagę archiwalną, dlatego nie ma jakiegoś niebezpieczeństwa prawnego z tego tytułu, nie ma żadnego niebezpieczeństwa dla porządku prawnego - oświadczyła Pietrzak.

Dodała, że jeżeli w toku śledztwa prokuratury okaże się, że doszło do nieprawidłowości, to skutkiem tego będzie działania wobec firm, które miały zniszczyć karty do głosowania.

Spalone akta i karty do głosowania to nie efekt przestępstwa? Strażak: To były badania naukowe

Reklama

We wtorek strażak z OSP w Ożarowie Mazowieckim stwierdził w rozmowie z PAP, że ujawnione w Gołaszewie spalone akta i karty do głosowania to nie efekt przestępstwa. Leszek Stachlewski poinformował, że w pustostanie prowadzone były... badania naukowe dotyczące gaszenia pożarów w archiwach sądowych.

W poniedziałek w pustostanie w Gołaszewie (woj. mazowieckie) znaleziono trzy tony nadpalonych dokumentów. Niektóre leżały w stertach, inne były przechowywane w centralnej części budynku, gdzie ktoś wybudował zadaszoną konstrukcję z płyt kartonowych. Stały w niej stalowe regały przypominające te z archiwów sądowych. Były to akta spraw cywilnych z Sądu Rejonowego w Wołominie dotyczące lat 2002-2005, a także, jak nieoficjalnie ustaliła PAP, wypełnione karty do głosowania w wyborach do Sejmu i Senatu na IV oraz V kadencję, czyli z lat 2001 i 2005. Całość była przykryta plandeką.

Sprawą natychmiast zajęła się policja. Komisarz Sylwester Marczak informował we wtorek, że oględziny zabezpieczonych materiałów mogą potrwać wiele tygodni. Sprawę nadzoruje Prokuratura Rejonowa w Pruszkowie. Czynności prowadzone są także w kierunku ewentualnego niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych.

Nikt nie zgłosił pożaru w pustostanie. Jak się okazało, stało się tak dlatego, bo straż pożarna... sama nadzorowała palenie dokumentów.

Nam tę oborę urząd miasta w Ożarowie Mazowieckim przekazał jako poligon do ćwiczeń. Tam były prowadzone ćwiczenia naukowe, dotyczące rozwoju pożaru, montowane były różne urządzenia pomiarowe. Około trzech tygodni temu pomagaliśmy firmie badawczej, która sprawdzała rozwój pożaru na półkach w archiwum i testowała system gaszenia mgłą. Wybudowali pomieszczenie, ustawiali półki, a na nich stare teczki z papierami, nad tym były zamontowane tryskacze, a komora była wyposażona w czujniki i kamery termowizyjne. Oni to podpalali od dołu i po jakimś czasie sprawdzali spadek temperatury po tym, jak ruszyły tryskacze. My zabezpieczaliśmy te ćwiczenia. Trwały trzy dni - powiedział PAP Leszek Stachlewski z Ochotniczej Straży Pożarnej w Ożarowie Mazowieckim.

Dodał także, że firma, która przywiozła akta do Gołaszewa, miała za kilkanaście dni wrócić, żeby kontynuować badania.