W rozmowie z czeską gazetą Piotr Gliński odpowiadał m.in. na pytanie o budzącą w Polsce duże emocje "Klątwę" w reżyserii Olivera Frljicia. W Czechach pokazywana była - również budząc kontrowersje - w Pradze oraz w Brnie. Według Glińskiego, jest ona właśnie dowodem na to, że w Polsce panuje wolność twórczości artystycznej. Podkreślił, że sztuka wciąż jest wystawiana, a żaden z twórców i artystów nie był narażony na represje. Jak zastrzegł, nie znaczy to jednak, że państwo ma finansować wszystkie kontrowersyjne przedsięwzięcia.

Reklama

- Na to nie powinny być przekazywane publiczne środki, ponieważ głównie chodzi o ideologiczno-polityczną prowokację, a nie o sztukę - powiedział Gliński, podkreślając, że teatr zabiegający przede wszystkim o oglądalność nie jest rzeczą dobrą.

Gliński zapytany został również o Jana Klatę, którego inscenizacje cieszą się w Czechach sporym uznaniem. Jak powiedział, powstał obraz, że w Polsce z teatrem dzieje się coś strasznego. Tymczasem, przekonywał, w przypadku Klaty rzecz sprowadzała się do zakończenia kontraktu. - Nie chodziło o to, że jego teatr nie jest wystarczająco narodowy. Nie rozumiem, dlaczego powstał wokół tego taki szum - mówił.

- Nasi poprzednicy nie inwestowali w kulturę i w związku z tym znaleźliśmy się w sytuacji, w której wiele rzeczy musieliśmy poprawiać i doganiać. Przykładem może być muzealnictwo - ocenił. Podkreślił, że pod względem liczby muzeów na tysiąc mieszkańców Polska nie wypada dobrze nie tylko w porównaniu z Europą Zachodnią, ale też z Czechami.

Minister zwrócił uwagę na wciąż istniejące białe plamy, które nie są wystarczająco upamiętnione. - Teraz z naszej inicjatywy powstaje około 20 instytucji muzealnych – mówił Gliński. Przywołał Muzeum Historii Polski, dwa muzea, które związane są z okresem walki z komunizmem po 1945 r., a także muzeum sybiraków w Białymstoku oraz ekspozycje pokazujące wielonarodowy świat, którego „już nie ma”.