Najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu z resortu obrony do administracji amerykańskiej zostanie wysłana aktualizacja letter of request – zapytania ofertowego na drugą fazę programu Wisła, czyli tarczy przeciwrakietowej średniego zasięgu. Pierwotny dokument przekazano Amerykanom w marcu 2017 r. Pod koniec marca 2018 r. minister Mariusz Błaszczak podpisał umowę na dostawę pierwszych dwóch baterii Patriot, czyli pierwszą fazę. Teraz mamy uszczegóławiać, co chcemy kupić w drugiej fazie.
O ile sprawa się nie opóźni – w związku z naciskami ambasador amerykańskiej Georgette Mosbacher na rząd polski w kwestii wolności mediów – będziemy prosili m.in. o wycenę kolejnych sześciu baterii. Chodzi o prawie 600 pocisków niskokosztowych oraz radarów. W ostatnich miesiącach w Stanach Zjednoczonych przyspieszyły prace nad radarem dookólnym. Rośnie szansa na to, że uda nam się kupić ten sprzęt w czasie drugiej fazy.
Wysłanie dokumentu z Polski oznacza także, że ruszą negocjacje dotyczące offsetu, czyli zakupu technologii dla polskich zakładów. Umowa offsetowa zgodnie z polskim prawem musi zostać podpisana przed zawarciem ostatecznej umowy na dostawę uzbrojenia. Na razie trudno wyrokować, w jak szerokim zakresie będzie realizowana. Wiadomo na pewno, że trudności jest wiele. Choćby koszty, niechęć Amerykanów do dzielenia się swoimi technologiami i wreszcie stosunkowo niewielka liczba polskich zakładów zbrojeniowych zdolnych do absorpcji nowoczesnych technologii.
Optymalizacja konfiguracji
Kolejnym krokiem w procedurze zakupowej będzie notyfikacja Kongresu, czyli zgoda amerykańskich kongresmenów na to, by takie uzbrojenie sprzedać Polsce. Jest to standardowe postępowanie w ramach procedury Foreign Military Sales – sprzedaży uzbrojenia przez administrację USA innemu rządowi. To nie powinno stanowić problemu. Przy okazji zostanie podana maksymalna cena. Jak pokazują doświadczenia z ostatnich lat, nie należy się do niej specjalnie przywiązywać. Wszystko zależy od tego, na co polska strona się ostatecznie zdecyduje i jak twardo będzie negocjować. W pierwszej fazie programu Wisła w notyfikacji Kongresu pojawiła się cena 10,5 mld dol. Ostatecznie było mniej niż 5 mld. Tego dokumentu można się spodziewać w lutym.
Później, w ciągu kolejnych kilku tygodni, powinniśmy od strony amerykańskiej otrzymać draft LOA, czyli wstępną propozycję umowy ze szczegółowymi wycenami. Wówczas prowadzone będą ostateczne negocjacje, które w żargonie wojskowym nazywane są optymalizacją konfiguracji. Wtedy zostanie potwierdzona ostateczna liczba baterii, jednostek ogniowych, pocisków itd. Będzie to w dużej mierze wypadkowa naszego budżetu. Na tym etapie powinniśmy być w lipcu bądź sierpniu. To wariant optymistyczny, zakładający że praca kilkunastu osób pod kierownictwem – negocjującego wcześniej pierwszą fazę – pełnomocnika MON ds. Wisły płk. Michała Marciniaka będzie postępowała bez większych problemów.
Potencjalnych trudności związanych m.in. z inercją ministerialnej biurokracji, oporem niektórych wojskowych czy wreszcie turbulencjami politycznymi związanymi z nadchodzącymi wyborami jest wiele. Nie zmienia to faktu, że już w tym roku na pierwszą fazę programu Wisła wydamy olbrzymie pieniądze. W październiku MON dostało na ten cel dodatkowe 1,6 mld zł z budżetu centralnego – w sumie w tym roku może to być nawet 5 mld zł. W ostatecznym rozrachunku będzie to zależeć od tego, jak wiele innych umów na sprzęt dla Wojska Polskiego do końca roku zdoła podpisać Inspektorat Uzbrojenia MON. Środki przeznaczone na inne, niezrealizowane programy zostaną przeznaczone na zakup patriotów.
Narew potrzebna, choć mniej prawdopodobna
O ile program Wisła ma chronić polskie niebo (głównie) przed pociskami średniego zasięgu, to przed tymi wystrzelonymi z krótkiego zasięgu (do 25 km) ma nas chronić system Narew. Oba będą sieciocentryczne i połączone, głównie przez system kierowania IBCS. W praktyce ma to wyglądać tak, że np. radar systemu Wisła widzi cel, ale pocisk jest odpalany z jednej z 19 planowanych baterii systemu Narew. Koncepcja resortu obrony jest taka, że to Polska Grupa Zbrojeniowa ma wybrać sobie zachodniego partnera, od którego nauczy się produkować m.in. pociski. Faworytem w tym wyścigu na obecnym etapie są Brytyjczycy z MBDA i ich pocisk przeciwlotniczy CAMM. Ostatnie doświadczenia pokazują jednak, że taka kooperacja może nie zostać przez polski przemysł wynegocjowana. Przykładem jest program Homar, gdzie po trzech latach rozmów (głównie z amerykańskim koncernem Lockheed Martin), program z rąk PGZ znów przejął resort obrony i zupełnie zmienił koncepcję.
Jeśli umowy na Wisłę i, co mniej prawdopodobnie, na Narew faktycznie zostaną wynegocjowane w ciągu kilku miesięcy i rząd zdecyduje się na tak duży wydatek budżetowy, naturalnym miejscem do ich podpisania będzie odbywający się na początku września Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego w Kielcach. Presję na podpisanie zwiększać będą także przypadające kilka tygodni później wybory parlamentarne.