Prokurator Jerzy Mierzewski z Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście-Północ oskarżył 27-latka o zabójstwo Pawła K. Adrian Cz. miał zadać pokrzywdzonemu trzy ciosy nożem, w tym jeden w okolice serca.

Reklama

- Zrozumiałem treść zarzutów. Nie przyznaję się do winy i odmawiam składania wyjaśnień – powiedział Adrian Cz. w poniedziałek podczas pierwszej rozprawy przed Sądem Okręgowym w Warszawie.

Obok prokuratora zasiadły żona zamordowanego i jego siostry. Oskarżony zwrócił się do nich: - Chciałbym przeprosić serdecznie rodzinę, siostry, żonę, dzieci, rodziców. Nie wiem, jak do tego doszło. Jest mi naprawdę ciężko, bo przez tą sytuację zginął człowiek.

Wspomniana przez oskarżonego "sytuacja" miała miejsce w nocy z 9 na 10 lutego na ulicy Trębackiej w Warszawie. Adrian Cz. spotkał się tego wieczoru z kolegami w pubie na Starym Mieście, skąd po północy wracali pieszo. Mniej więcej w tym czasie pokrzywdzony wraz z czterema towarzyszami opuścił restaurację na Rynku Starego Miasta. Obie grupy spotkały się w rejonie skrzyżowania Krakowskiego Przedmieścia i Trębackiej. Oskarżony twierdzi, że nie pamięta co się działo dalej. - W pewnym momencie moja świadomość wyłączyła się, ktoś mi musiał dosypać czegoś do piwa – powiedział w śledztwie. Badania toksykologiczne nie wykazały w jego organizmie obecności środków odurzających, a jedynie niewiele ponad 0,5 promila alkoholu.

Piwo

Reklama

Więcej pamiętali przesłuchiwani w poniedziałek koledzy ofiary i policjanci.

- Wszyscy byliśmy pod wpływem alkoholu. (…) Doszliśmy do miejsca, w którym były rozstawione barierki, okazało się, że to na obchody miesięcznicy smoleńskiej. Wtedy usłyszałem jakieś kopnięcie, huk. Słyszałem w oddali głos Pawła (pokrzywdzonego – PAP), który zwracał uwagę sprawcy, żeby tego nie demolował. Doszło do ostrej wymiany zdań między Pawłem a tym drugim mężczyzną – mówił jeden ze znajomych pokrzywdzonego. Dodał, że z ust oskarżonego padły wyzwiska, m.in. słowo "frajer" skierowane do Pawła K.

- Wydaje mi się, że Paweł został sprowokowany tym słowem. Postanowił podbiec do mężczyzny, z którym się kłócił. Krzyczałem: "Kula, odpuść!", niestety on pobiegł. Zauważyłem, że zaczęli się szarpać. Pobiegłem, żeby Pawła odciągnąć (…) ten mężczyzna kilka razy jakby odepchnął Pawła – zeznał przed sądem Leszek W. Mężczyzna przed przesłuchaniem musiał na wniosek złożyć przyrzeczenie. Dodał, że grupy znajomych zaczęły rozdzielać zwaśnionych mężczyzn. Leszek W. zapamiętał moment, w którym jego przyjaciel osunął się na ziemię. Oskarżony również się przewrócił.

- Zobaczyłem, że Paweł ma rany kłute. (…) krzyczałem "Uważajcie, on (oskarżony – PAP) ma kosę!". Jak przybiegła policja, powiedziałem, że kolega dostał nożem. Krzyczałem, żeby go ratowali, bo ma trójkę dzieci – zeznał świadek W.

Policja

Policjant Sylwester K. pełnił tamtej nocy służbę na Krakowskim Przedmieściu. - Regularnie zabezpieczaliśmy miesięcznice smoleńskie w noce je poprzedzające.(…) Podbiegła do nas para i powiedziała, że się biją – zeznał. Pamiętał, że gdy wybiegł zza rogu budynku przy Krakowskim Przedmieściu, na Trębackiej zobaczył "leżącego mężczyznę, przy którym klęczał inny mężczyzna". Na klatce piersiowej pokrzywdzonego zobaczył rany kłute. - Uciskałem je (…) Człowiek zanikał, coraz płycej oddychał. Zacząłem go reanimować – relacjonował policjant.

35-letnia policjantka, która także interweniowała na miejscu zdarzenia, zeznała, że jeden ze świadków powiedział jej, iż oskarżony "wyrażał swoje niezadowolenie, że nie może przejść na drugą stronę Krakowskiego Przedmieścia", bo były tam ustawione barierki zabezpieczające miesięcznicę. - Prawdopodobnie ten dźgnięty nożem zwrócił mu uwagę – powiedziała policjantka.

Na kolejnych rozprawach zostaną przesłuchani inni policjanci, znajomi ofiary i koledzy oskarżonego. Sędzia Piotr Gąciarek, który przewodniczy składowi orzekającemu, zamierza także w formie wideokonferencji przesłuchać m.in. biegłego psychologa, który wydawał opinię na temat Adriana Cz. Oskarżony podczas jednego z przesłuchań zapewniał, że nigdy nikogo nie zaczepił, nie jest zdolny do agresji, a "życie jest największą wartością, jaką otrzymujemy od Boga".

Zamordowany Paweł K. miał 37 lat, żonę i trójkę dzieci. Pracował w Tramwajach Warszawskich, które po ataku apelowały o oddawanie krwi dla rannego kolegi. K. zmarł w szpitalu 11 dni po zdarzeniu na Krakowskim Przedmieściu.

Adrianowi Cz. nie był wcześniej karany. Za zabójstwo grozi mu dożywocie.