51-letnią Annę K. policjanci zupełnie zaskoczyli. Jej zatrzymanie było szokiem, bo w pracy uchodziła za sumienną i wzorową urzędniczkę. Tymczasem prawda okazała się zupełnie inna.

Reklama

Kobieta wpadła na perfidny sposób dorabiania sobie do pensji. Przez jej ręce przechodziły dokumenty emerytów i rencistów. Kiedy umierali, nie wprowadzała zmian w systemie. Dla ZUS-u taki rencista lub emeryt nadal żył i co miesiąc należały mu się pieniądze. Instytucja przelewała je jednak na lewe konta założone przez Annę K.

"Ustaliliśmy, że podejrzana pobierała pieniądze co najmniej za trzy zmarłe osoby, a cały proceder ciągnął się od dziesięciu lat. Możliwe, że skala przestępstwa jest znacznie większa. To dopiero początek śledztwa" - podkreśla podkomisarz Witold Laskowski z Komendy Miejskiej Policji w Lublinie.

Aferę wykrył sam ZUS podczas wewnętrznej kontroli i powiadomił policję. Kobieta już nie pracuje. Konsekwencje będą też wyciągnięte wobec osób, które nadzorowały urzędniczkę. ZUS tłumaczy, że wykrył oszustwo późno, bo trudno jest sprawdzić każdego z 260 tys. odbierających świadczenia. "Jedno jest pewne - nieprawidłowości prędzej czy później będą wykryte" - mówi Wojciech Andrusiewcz, rzecznik lubelskiego oddziału ZUS.

Reklama

Anna K. wczoraj usłyszała zarzuty. Sama tłumaczy, że robiła to, bo jest w trudnej sytuacji. Jeśli sąd tych tłumaczeń nie weźmie pod uwagę, grozi jej dziesięć lat więzienia. Na razie kobieta spędzi trzy miesiące w areszcie.