Jak na człowieka, który od lutego ubiegłego roku siedział za kratami, Długosz doskonale orientuje się w tym, co dzieje się w kraju. "Nic nie zrobiono przez ten czas" - oskarżał z politycznym zacięciem rządzących. Przyznał, że w więzieniu miał gazety i telewizor, więc zna ostatnie doniesienia. I na gorąco komentował, że Leszek Miller dobrze zrobił, przyłączając się do Samoobrony, bo nie może być tak, że o tym, kto będzie posłem decydują "kanapy i bary".
Czy to znaczy, że przyłączy się do byłego premiera? Na to pytanie Długosz nie chciał wprost odpowiadać. Mówił tylko, że traz musi nacieszyć się rodziną.
W sierpniu Henrykowi Długoszowi minęła połowa zasądzonej 1,5-rocznej kary więzienia. Krakowski Sąd Okręgowy uznał, że za dobre sprawowanie były poseł może wyjść na wolność.
Długosz to - obok Andrzeja Jagiełły (byłego posła SLD) oraz Zbigniewa Sobotki (byłego wiceszefa MSWiA) - jeden z głównych bohaterów afery starachowickiej. Jak ustaliła prokuratura, w marcu 2003 roku Andrzej Jagiełło zadzwonił do radnych SLD w Starachowicach i ostrzegł ich o planowej akcji policji. W tym czasie służby rozpracowywały mafię współpracującą ze starachowickimi samorządowcami. Szykowały się aresztowania.
Jagiełło stwierdził w tej rozmowie, że o akcji wie od wiceministra Zbigniewa Sobotki. Jak potem stwierdził sąd, Sobotka wiedział o niej od generała policji Antoniego Kowalczyka.
Sobotka, Długosz i Jagiełło stanęli przed sądem za narażanie życia policjantów na niebezpieczeństwo. Sobotka dostał 3,5 roku więzienia, Długosz - dwa lata, a Jagiełło - 1,5 roku. Potem sąd zmniejszył karę Długoszowi na 1,5 roku, a Jagielle na rok za kratami.
Zbigniew Sobotka pod koniec 2005 roku odzyskał wolność. Ułaskawił go odchodzący z urzędu prezydent Aleksander Kwaśniewski. W październiku sąd zwolnił z więzienia Andrzeja Jagiełłę.