"Tak marnie wyglądał, że podejrzewaliśmy wylew albo udar mózgu. Z rozpędu zrobiliśmy tomografię komputerową. Jednocześnie wykonane zostało badanie krwi. I wtedy odkryliśmy prawdę. Dwa razy robiliśmy analizę, bo nie mogliśmy uwierzyć w wynik" - opowiada Andrzej Wiśniewski, ordynator oddziału ratownictwa medycznego w sieradzkim szpitalu. Podkreśla, że do tej pory nie spotkał jeszcze tak bardzo pijanego człowieka.
Mężczyzna prawdopodobnie pił od dłuższego czasu. Kiedy zabrakło mu papierosów, wybrał się do kiosku. Tam już jednak nie dotarł. Upadł i leżał na trawniku w centrum Sieradza. Na jego szczęście ktoś z przechodniów wezwał pogotowie.
Pijany rekordzista dostał w szpitalu leki wspomagające krążenie. Nad ranem poczuł się znacznie lepiej, a rano na własnych nogach mógł opuścić szpital.
Za śmiertelną dawkę alkoholu uznaje się 4 promile. Jednak za światowy rekord uznaje się wyczyn 46-letniego Polaka, który przeżył, mimo że miał w organizmie 12,3 promila alkoholu.