Rodzice w Woli Podłężnej są zszokowani. Ludzie widzieli, że dzieci wracają ze szkoły zestresowane, ale większość rodziców bagatelizowała sprawę. Tymczasem zastraszone dzieci - uczęszczają do klas czwartych, piątych i szóstych - potrzebowały pomocy, ale wstydziły się o nią poprosić.
Teraz jednak sprawa wyszła na jaw. Zainteresowała się nią nawet prokuratura. Przesłuchiwane przed śledczych dzieci opowiedziały o lekcjach pani Anny W. Nauczycielka miała np. powiedzieć jednej z uczennic, że jej miejsce jest w psychiatryku! Inną wypytywała o intymne szczegóły pożycia jej mamy. Ponadto miała bić dzieci po głowie, szarpać je i ciągać za włosy.
Oprócz bicia i wyzywania nauczycielka miała też stosować bardziej wyszukane metody szykan. Anna W. rozdawała dzieciom ankiety, w których uczniowie mieli napisać, czy ją lubią i czy dobrze prowadzi lekcje. Kazała się podpisywać z imienia i nazwiska. W ten sposób wymuszała pochlebstwa pod swoim adresem i zanosiła je do dyrekcji.
"To potwór, nie pedagog" - powtarzają na łamach "Faktu" rodzice zastraszonych dzieci i nie kryją radości, że nauczycielką zajął się prokurator.
Wy śmierdziele i lafiryndy jedne - takimi słowami nauczycielka języka polskiego miała zwracać się do uczniów podstawówki w Woli Podłężnej (woj. wielkopolskie). Dzieci twierdzą, że nauczycielka była agresywna nie tylko słownie. Potrafiła też bić je po głowie i ciągać za włosy. Sprawą 40-letniej Anny W. zainteresowała się już prokuratura - pisze "Fakt".
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama