"Koenigsberg (Kaliningrad), Danzig (Gdańsk) i Breslau (Wrocław) są, według nas, miastami niemieckimi i żądamy sprawowania nad nimi władzy" - grzmiał Voigt w niemieckiej telewizji. Zażądał też natychmiastowego zwrotu przez Polskę Pomorza i Śląska. Dla niego to też prastare niemieckie ziemie.

Reklama

Voigt wie też lepiej od historyków, ilu Żydów zginęło w nazistowskich komorach gazowych. Ocenia tę liczbę na 340 tysięcy. I według niego, tylko za tyle ofiar Niemcy powinny płacić odszkodowania.

Sebastian Edathy z lewicowej partii SPD od razu zapowiedział, że zrobi wszystko, by za te słowa neonazistowska partia została zdelegalizowana. Takie wypowiedzi podważają europejski ład i porządek - uznał.

"Prezydent Lech Wałęsa nazwałby to oszołomstwem politycznym. To zupełny margines niemieckiej polityki. Takie wypowiedzi trzeba pomijać milczeniem" - komentował w TVN24 szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak.

Wypowiedż Voighta skomentowała także kanclerz Niemiec, Angela Merkel: "My absolutnie nie tylko odrzucamy negowanie holokaustu, ale także przyznajemy się do naszej odpowiedzialności". "To jest niemiecka racja stanu, która nie ma nic do czynienia z partią, która w ogóle nie jest reprezentowana w rządzie" - zaznaczyła.

Merkel zapewniła, że nie ma mowy o żadnych roszczeniach odszkodowawczych wobec Polski. "Takie stanowisko zajmowały poprzednie rządy, także obecny rząd je reprezentuje" - podkreśliła. Jak dodała, "to jest to, co się liczy".

"Chciałbym, żebyśmy właściwą miarę przykładali do pewnych zdarzeń" - stwierdził premier Tusk. "Jeśli w dowolnym kraju w Europie pojawia się skrajny polityk, który w jednym zdaniu obraża Żydów, Polaków, Rosjan i Niemców, to znaczy, że jest po prostu skrajnie nieodpowiedzialnym człowiekiem. I dla takich poglądów nie może być miejsca w debacie europejskiej, a także w debacie między naszymi krajami" - oświadczył Tusk.