"Picie to część polskiej kultury. Nie potępiam tego, choć czasem tego nie rozumiem. To wasz kraj, ja jestem tu tylko gościem. Może mnie dziwić, że niektórzy Polacy już od 10 rano piją wódkę. Akceptuję to, ale nie zamierzam się przyłączać. Swoim piłkarzom od razu powiedziałem, że jeżeli chcą być w mojej reprezentacji, muszą całkowicie zrezygnować z alkoholu" - napisał Leo Beenhakker w eseju, który ukazał się w świątecznym magazynie "Faktu". I miał sporo racji.
W te święta znów się nie oszczędzaliśmy. Choć zgodnie z tradycją Wigilia to czas postu, w którym powstrzymujemy się nie tylko od jedzenia mięsa, ale i picia trunków, na wielu polskich stołach obok półmiska z karpiem i rybą w galarecie stanęły karafki z czystą - pisze "Fakt".
I w wielu wypadkach nie kończyło się na symbolicznym jednym kieliszku. Jeszcze gorzej było w pierwszy dzień świąt - wtedy piliśmy już bez umiaru. Doktor Marek Niemirski, koordynator warszawskiego pogotowia, osobiście odpowiedział na kilkadziesiąt wezwań. "Święta były tragiczne. Wielokrotnie wzywano nas do zgonów spowodowanych zatruciem alkoholem. W kilku wypadkach biesiadnicy przez długi czas nawet nie zauważyli, że jeden z nich nie żyje. Wyjeżdżaliśmy do osób, które nie żyły już od trzech, a nawet od dziesięciu godzin!" - mówi wstrząśnięty dr Niemirski.
Nie lepiej też niestety wypadamy w policyjnych statystykach. "Tylko w ciągu dwóch dni świątecznych zatrzymaliśmy aż 1151 nietrzeźwych kierowców" - powiedział "Faktowi" Krzysztof Hajdas, rzecznik Komendy Głównej Policji.
Może więc mimo zamiłowania do tradycji, powinniśmy pójść po rozum do głowy i posłuchać słów Leo Beenhakkera, który jako nasz gość naprawdę dobrze nam wszystkim życzy.