Hanna Lis, kiedy jeszcze była Hanną Smoktunowicz, urodziła dwie córeczki: Anię i Julię. Ich przyjście na świat okupiła wielkimi cierpieniami. Jak sama ostatnio przyznała w jednym z wywiadów, przytrafiły się jej wszystkie możliwe komplikacje. "To były ciąże z piekła rodem" - wyznała. Mogła nawet stracić życie - przeszła wstrząs anafilaktyczny (zagrażające życiu zaburzenie krążenia, które może zostać wywołane m.in. przez silny ból czy szok) i zapaść.
Po takich dramatycznych doświadczeniach niejedna kobieta przestałaby myśleć o macierzyństwie. Ale nie Hanna - podkreśla "Fakt". Ukochanemu, który w poprzednim małżeństwie został ojcem dziesięcioletniej Poli i siedmioletniej Igi, chce dać dziecko i niewątpliwie oboje marzą o synu.
Hanna i Tomasz od 19 października, kiedy w Rzymie wzięli cichy ślub, układają sobie życie jako małżeństwo. Choć po odejściu z Polsatu ich zawodowe kariery stanęły pod znakiem zapytania, wyglądają na absolutnie szczęśliwych - podkreśla bulwarówka. I dodaje, że dziennikarze chętnie pokazują się razem, nie kryjąc się ze swoim szczęściem. Wyprowadzili się ze starego mieszkania Hanny na warszawskim Powiślu i przenieśli do okazałej willi w Konstancinie. Zaczęli nowe życie.
I Hanna, i Tomasz mają z poprzednich związków bardzo udane dzieci. Można więc sobie wyobrazić, jak wspaniałe będzie ich wspólne potomstwo - wieszczy gazeta. I wychwala dziennikarzy: "Przyszli rodzice to ludzie urodziwi, utalentowani, przebojowi, inteligentni. A do tego potrafią zarobić tyle pieniędzy, by ich pociechy chodziły do najlepszych szkół i mogły rozwijać każdy ze swoich talentów".
Dlatego Hanna na pewno pokona swój strach przed kolejną ciążą i tylko patrzeć, jak nad nowym domem Lisów pojawi się bocian - nie ma wątpliwości "Fakt". I dodaje: "W końcu sama przyszła mama wierzy, że każda ciąża jest inna".