Polskie prawo jest w tej dziedzinie dziurawe. Rocznie w klinikach leczenia bezpłodności wykonuje się około sześciu tysięcy tego typu zabiegów - wylicza "Gazeta Wyborcza". To oficjalne statystyki - nie ma jednak pewności, że ta liczba jest prawdziwa. A to dlatego, że prawo nie wymaga rejestrowania przypadków zapłodnienia in vitro, nie stawia też żadnych warunków wykonującym je klinikom.

Reklama

Nie ma też regulacji mówiących o tym, kto może mieć dziecko z probówki - małżeństwa czy tylko pary? A może także osoby samotne? - pyta dziennik. Do tego nie ma przepisów, które np. zakazywałyby sprzedaży plemników, komórki jajowej czy nawet gotowego zarodka.

Wszystko przez to, że polskie prawo nie mówi o zarodkach, które pozostają poza organizmem kobiety. Według prawa cywilnego i rodzinnego, nie jest to dziecko, które ma rodziców i swoje prawa.

Polska jest pod tym względem europejskim wyjątkiem - zauważa "Gazeta Wyborcza". W większości krajów Unii Europejskiej sprawa in vitro jest prawnie uregulowana. Tymczasem Polska od 1997 roku nie chce np. ratyfikować konwencji, która zabrania selekcjonowania zarodków.

Reklama