Chodzi o przypadek pacjenta, który po nieudanym przeszczepie zmarł. Mężczyzna został odłączony od aparatury podtrzymującej życie. Decyzję - jak mówił w radiu RMF Mirosław G. - podjęli lekarze dyżurni.

Reklama

To właśnie tego pacjenta dotyczył zarzut zabójstwa, jaki prokuratura postawiła lekarzowi ze szpitala MSWiA. W związku ze śmiercią tego pacjenta ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro mówił o doktorze G.: "Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie".

"Jak odłączymy, to będzie pa"

"Rzeczpospolita" dotarła do zapisu rozmowy telefonicznej kardiochirurga z lekarzami dyżurującymi przy pacjencie. Wynika z nich, że to Mirosław G. polecił odłączyć pacjenta. Według gazety być może dlatego, by oszczędzić lekarzom "siedzenia przy nim przez cały weekend".

Reklama

X to lekarz dyżurujący

dr G.: No i co. Po co Jasiek tam siedzi, przecież pan może siedzieć przy tej pompie, przecież nie ma problemu.

X: To nie o to chodzi, doktorze, żeby siedzieć. Jest osiemset na godzinę drenażu, to się odsysa. Jasiek to później z powrotem recyrkuluje. To jest jeden wielki bełt. No dla mnie...

Reklama

dr G: Jakoś se to weźcie Wojdyłę i spróbujcie odłączyć to, a jak się nie uda to tyle, no bo co, przecież nie będziecie siedzieć cały weekend.

X: Jak odłączymy to będzie pa, od razu.

dr G.: Ale na sali operacyjnej to trzeba zrobić.

X: Woda ucieka poza łożysko, no wszystko...

dr G.: Słuchaj trzeba odłączyć, słuchaj to, co mówię.

X: Tak jest.

"Trzeba było poczekać z tym przeszczepem"

W zapisie drugiej rozmowy, cytowanej przez "Rzeczpospolitą", doktor G. przyznaje się, że decyzja o przeprowadzeniu przeszczepu była błędem. Kardiochirurg sugeruje, że trzeba było poczekać jeszcze tydzień "i wyrównać" chorego.

Mirosław G. podkreśla także, że chory musi być odłączony od maszyn podtrzymujących życie na sali operacyjnej. Gdyby stało się to na oddziale intensywnej terapii, to wypełnionych musi być wiele procedur. Kiedy pacjent umiera na sali operacyjnej, te procedury nie są wymagane - tłumaczy "Rzeczpospolita".

X to lekarz dyżurujący

dr G.: Wojdyga, sala operacyjna. To się nazywa próba usunięcia centryfugi, nieskuteczna i trudno, no bo co więcej zrobić.

X: No właśnie..

dr G.: Przecież nie możesz tego odłączyć.

X: Nie, ale ja właśnie do doktora dzwonię, żeby powiedzieć...

dr G.: Wiem, ale nie możesz odłączyć tego na IT.

X: Nie.

dr G.: Tylko musisz na sali, no trudno i wiesz.

X: Tak jest.

dr G.: I powiem ci uczciwie, trzeba było tego chorego nie przeszczepiać, tylko tydzień trzymać i wyrównać i dopiero wtedy.

To nadinterpretacja

"Decyzja o odłączeniu pacjenta jest podejmowana kolegialnie, nie pojedynczo. Uważam, że stawianie tezy, iż dr G. popełnił błąd, to podważanie ekspertyzy i próba obrony interesów skompromitowanego tą sprawą ministra Ziobry" - mówi adwokat transplantologa Magdalena Bentkowska-Kiczor w TVN24. "To nadinterpretacja słów doktora" - twierdzi.