Livingstone, polityk Partii Pracy, nazywany często czerwonym Kenem ze względu na swoje dawne radykalne poglądy, spotkał się już nawet z polskimi organizacjami działającymi w Londynie. Krótko mówiąc - robi wszystko, żeby przekonać Polaków do głosowania na niego.

Reklama

Ale to jeszcze nie wszystko. Nasi rodacy mają być nawet wciągnięci na listy kandydatów w lokalnych wyborach w Anglii i Walii. Takie posunięcie zapowiada Steve Reed, lider Partii Pracy w londyńskiej dzielnicy Lambeth.

To właśnie to centrolewicowe ugrupowanie, które rządzi teraz w Wielkiej Brytanii, najbardziej stara się przekonywać Polaków do głosowania na swoich kandydatów. Partia, której do niedawna przewodził Tony Blair, a teraz premier Gordon Brown, prosi też o wsparcie polskich polityków.

I odzew jest. Na przykład Ryszard Kalisz z SLD ma zamiar pojechać do Wielkiej Brytanii na wiosnę, żeby namawiać rodaków do oddania głosu właśnie na brytyjską Partię Pracy.

Na Wyspy wybiera się także poseł Platformy Obywatelskiej Damian Raczkowski. "Nie wskażemy, kogo poprzeć. Chcemy pokazać, dlaczego warto iść na wybory" - zastrzega.

Do wzięcia udziału w brytyjskich wyborach namawiać Polaków będzie też Kazimierz Marcinkiewicz, pracujący w Londynie w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju. "W Wielkiej Brytanii mieszka około miliona Polaków. Na tyle dużo, by w wielu miejscowościach ich głosy przesądziły, która partia wygra" - podkreśla były premier.