MInisterstwo zapowiada, że pieniądze na podwyżki dla celników znajdą się jeszcze w tym roku. Ale z całą pewnością nie będą one tak wysokie, jakby sobie pogranicznicy życzyli. Powód korków na granicach resort widzi jednak gdzie indziej. "Problem ten jest częściowo spowodowany przez kierowców. Zatorów nie da się szybko rozładować" - mówi dziennikowi.pl rzecznik Ministerstwa Finansów Jakub Lutyk.

Reklama

A jak odbiera zapowiedź strajku? "Jeśli protest jest legalny, to wszystko jest w porządku. A jeśli nie, to powinna się tym zająć policja" - ucina Lutyk.

Już wcześniej stojący w ponad 40-kilometrowych kolejkach kierowcy grozili blokadą wschodniej granicy, ale mówili o kwietniu. Po dzisiejszej śmierci jednego z kierowców - miał zawał, bo od dwóch dni czekał w kolejce na odprawę - ich cierpliwość się skończyła.

"Niedopuszczalna jest sytuacja, by Służba Celna pracowała w ten sposób. Świadczy to o całkowitym nieprzygotowaniu naszych służb do sytuacji, jaka powstała po włączeniu Polski w strefę Schengen" - głosi oświadczenie Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Transportu Drogowego.

Reklama

"Dłużej już tej sytuacji nie będziemy tolerowali, nie będziemy ponosili kosztów indolencji władz państwowych, nie będziemy narażali naszych kierowców na wielogodzinne, czasami wręcz kilkudniowe, oczekiwanie na granicy" - piszą szefowie firm transportowych.

Dodają, że podadzą władze do sądu i będą żądać oszkodowań za straty finansowe, spowodowane tak długimi odprawami granicznymi.

"Jeśli nie zostaną natychmiast podjęte kroki zmierzające do udrożnienia przejść granicznych - Ogólnopolski Związek Pracodawców Transportu Drogowego podejmie od dnia 25.01.2008 r. od godz. 12.00 akcję protestacyjną polegającą na zablokowaniu głównych szlaków komunikacyjnych w kierunku wschodnim, oraz doprowadzi do całkowitego paraliżu komunikacyjnego Warszawy" - grożą kierowcy. I dają czas ministrowi do jutra, także do południa.

Reklama

Czego żądają? "Chcemy po prostu, żeby na przejściach granicznych pracowało więcej celników. Zdajemy sobie sprawę, że nie da się nagle poszerzyć przejść czy zbudować nowych, ale tam gdzie są, natychmiast trzeba skierować dodatkowych ludzi" - mówi dziennikowi.pl Ireneusz Prudzyński, prezes firmy transportowej Direx.

I dodaje, że ostatniej nocy ruch praktycznie stanął. "Doszło do takiej paranoi, że na przejście graniczne na służbę przyszło dwóch celników, którzy nie mieli uprawnień do odprawiania ciężarówek" - mówi prezes Prudzyński.

Rzecznik ministerstwa finansów ma na to gotową odpowiedź. "Zwiększenie obsady na granicach nie należy do obowiązków resortu finansów a regionalnych służbach celnych" - mówi dziennikowi.pl Jakub Lutyk.