Od przyszłego roku każdy, kto chce leczyć się w cywilizowanych warunkach, musi płacić nie tylko składki do Narodowego Funduszu Zdrowia, ale też do kasy prywatnej firmy ubezpieczeniowej. Jeśli nie chcesz czekać w kolejkach do specjalisty, a w szpitalu mieć lepszy pokój, leki i opiekę pielęgniarską, musisz wykupić dodatkową polisę, która miesięcznie zabierze ci od 300 do 1,5 tysiąca złotych.
Im więcej zapłacisz, tym więcej potencjalnych chorób będziesz mógł leczyć w ludzkich warunkach. Płacąc najwyższą stawkę, wstawisz sobie nawet nowe plomby w zębach.
Ci, których nie będzie stać na taki wydatek, mają problem. Wprawdzie będą mogli wykupić sobie najtańszą polisę za 50 złotych, ale prawie nic za nią nie dostaną. Najtańsza polisa ani nie skróci kolejki do specjalisty, ani nie zagwarantuje lepszej opieki w szpitalu.
Takie ubezpieczenie da Ci jedynie możliwość dokonania wyboru, w jaki sposób ma Cię leczyć lekarz. Jeśli np. będziesz miał guza, a NFZ powie, że bez dodatkowego ubezpieczenia może zapłacić jedynie za wycięcie go skalpelem, najtańsza polisa da Ci wybór wypalenia guza laserem.
Wiceminister zdrowia Andrzej Włodarczyk pokazuje na łamach "Gazety Prawnej" dobre strony tej ustawy. Zapewnia, że dzięki dodatkowym ubezpieczeniom skorzystają wszyscy. Zarówno bogaci, których na dodatkowe ubezpieczenie stać, jak i szpitale, które będą miały więcej pieniędzy i wreszcie najbiedniejsi, którzy odczują ulgę z powodu poprawy sytuacji finansowej w służbie zdrowia.
Przeciwnicy tego pomysłu twierdzą jednak, że ci, którzy wykupią polisę, będą leczyć się w normalnych warunkach tylko dlatego, że pogorszy się standard opieki dla tych, których na dodatkowe ubezpieczenie nie stać.