W poniedziałek do pracy nie przyszło 17 z 80 policjantów z sekcji zabezpieczania miasta. Dziewięciu policjantów przyniosło zwolnienia osobiście; pozostali poinformowali telefonicznie, że są chorzy i do pracy nie przyjdą. Zwolnienia wystawione zostały na okres od jednego do czterech dni.

Reklama

"Nie przedstawiono żadnych postulatów, żadnej informacji, żadnej okoliczności, które miałyby świadczyć, że mamy do czynienia z jakimś zorganizowanym protestem" - mówi Mirosław Micor z łódzkiej policji.

Lokalne media rozmawiały jednak z policjantami, którzy potwierdzili, że jest to forma protestu. Policjanci mają grupami iść na zwolnienia lekarskie. Domagają się podwyżek płac, poprawy warunków pracy i godnego traktowania przez przełożonych. Jak mówili, postanowili w ten sposób protestować, bo związki zawodowe nic dla nich nie zrobiły, a prawo zabrania im strajkować.

Policyjne związki zawodowe na razie twierdzą, że nie wiedzą nic oficjalnie o akcji protestacyjnej. Grzegorz Rudecki z zarządu łódzkiego NSZZ powiedział jednak, że frustracja wśród policjantów narasta.

"Wiemy, że jest większa liczba zwolnień lekarskich wśród policjantów. Jaka jest ich przyczyna - nie wiem. Natomiast to, że w Łodzi sytuacja jest ciężka, wiadomo od dawna. Jest totalne przeciążenie policjantów pracą i zaczynają po prostu pękać" - stwierdził Rudecki.