Reporter DZIENNIKA był w środę w lesie, na który runęła CASA. Do miejsca wypadku prowadzi najpierw asfaltowa szosa przez las - to tzw. awaryjna droga kołowania samolotów, używana, gdy za pas startowy ma służyć odcinek zwykłej drogi nr 177 wiodącej nieopodal. Potem trzeba zagłębić się w las i minąć domek myśliwego. 200 metrów za nim zaczyna się niewielka polana, nad którą CASA musiała przelecieć na sekundę przed uderzeniem w ziemię.

Reklama

Panuje tu nieprawdopodobna cisza. Polana o kształcie prostokąta jest porośnięta zielonymi krzakami. Żaden nie został połamany. Otaczające ją drzewa również nie są uszkodzone. Można przypuszczać, że skoro samolot, upadając, uszkodził tory kolejowe, a w ich pobliżu spoczywał ogon samolotu, to CASA prawdopodobnie leciała wzdłuż polany. Przeleciała nad drzewami w najdalej oddalonym jej boku i zniżyła lot nad jej pustą przestrzenią. Oznaczałoby to, że runęła podczas tzw. doginania do pasa, czyli końcowej korekty kursu przed planowanym lądowaniem. Była więc z grubsza na kursie do lotniska, ale nie na wprost pasa, dlatego musiała zakręcać.

Chociaż zdjęto blokadę lasu, samo miejsce katastrofy nadal jest niedostępne. Doszliśmy zaledwie do połowy polany, kiedy pojawili się żandarmi. "Ta próba się nie uda" - oznajmili i grzecznie, ale stanowczo zagrodzili drogę. Z daleka można było obserwować, jak grupka wojskowych w łaciatych mundurach chodzi wzdłuż torów, gestykuluje i wskazuje las na wschodzie. Obok teren przeszukiwało kilku żołnierzy ubranych w jednolite czarne mundury. Na widok fotografa robiącego zdjęcia znów skierowali ku nam żandarmów.

W mirosławieckim lesie nadal pracuje jeden przedstawiciel komisji badania wypadków lotniczych. Pozostali to żołnierze, którzy metr po metrze przeczesują miejsce katastrofy. Każdy ma wyznaczoną trasę, idą tyralierą, aby niczego nie przeoczyć. Patrzą nie tylko pod nogi, ale lustrują też mijane drzewa - szczątki samolotu mogły powbijać się w pnie.

Reklama

Kiedy teren ponownie zostanie otwarty? O tym zdecyduje przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Zanim to się stanie, specjalistyczny pododdział wojskowy wykona tzw. rekultywację. "Przyjadą specjalne maszyny, które zbiorą całą wierzchnią warstwę ziemi z tego miejsca" - tłumaczy mjr Bogdan Ziółkowski z 12. Bazy Lotniczej w Mirosławcu. "Potem zostanie ona dokładnie przesiana przez sita. Wszystko po to, żeby odnaleźć pozostałości po maszynie".

Z przesianego i oczyszczonego piachu zostanie usypany pamiątkowy kopiec. "Nie możemy pozwolić, żeby ziemia, na której zginęli ludzie, w której były szczątki ciał, została deptana" - mówi mjr Ziółkowski.

Tymczasem przez zawieszenie lotów samolotami CASA komplikuje się obsługa polskich kontyngentów poza granicami kraju. Jak dowiedział się DZIENNIK, tzw. mosty powietrzne z Irakiem i Afganistanem, które Polska dotychczas organizowała sobie sama, teraz zabezpieczają nam Amerykanie. W ramach takich mostów transportuje się do kraju zabitych i rannych, żołnierzy cierpiących na stres pourazowy, zaś na misję dowozi się brakujących ludzi, drobny sprzęt, części zamienne. "Transporty będą rzadsze niż polskie, ale większe" - informuje DZIENNIK dowództwo operacyjne.