Dwujęzyczny podręcznik jest taką próbą. Pokazuje tragiczną historię obu narodów w latach 1933 – 1949 z tak dużym dystansem, że fragmentami ma się wrażenie, iż opisuje wydarzenia sprzed setek lat, a nie zaledwie 64.
Z polskiego punktu widzenia książka nie jest idealna. Zabrakło w niej takich fragmentów naszej historii jak polskie państwo podziemie w okupowanym kraju, ale za to jest próba postawienia wspólnego mianownika pomiędzy przymusowymi przesiedleniami Polaków i Niemców. Przy czym o Niemcach mówi się "wypędzeni", a o Polakach - "przesiedleni". Zabrakło też podsumowania i pogłębionej analizy tragicznych skutków nazizmu.
Autorzy bronią się, że to nie jest kompleksowy podręcznik historii, ale materiał pomocniczy. "Nie musi się w nim znaleźć wszystko" - odpiera zarzuty dr Kazimierz Wóycicki. "Nam zależało przede wszystkim na pokazaniu, że II wojna była zasadniczo wojną trójstronną. Nie tylko faszyzm, ale i komunizm, przyczyniły się do masowego niszczenia ludzi" - podkreśla.
Mimo tych zarzutów podręcznik na razie wzbudza pozytywne recenzje. "W Niemczech rozchodzi się jak ciepłe bułeczki" - mówi DZIENNIKOWI Kinga Hartmann, pedagog, inicjatorka i koordynatorka opracowania z Saksońskiej Agencji Oświatowej w Budziszynie. Ma nadzieję, że wiele polskich szkół dołączy go do swoich programów nauczania.
Jedną ze szkół, która zapoznała się już z bezprecedensową pozycją, jest LO im. Braci Śniadeckich w Zgorzelcu. "W tej książce uczniowie znaleźli unikalne teksty źródłowe, bardzo przejrzyście opracowane mapy i dostępnym językiem opisane najważniejsze zdarzenia lat 1933-1949" - mówi Dorota Szajkowska, nauczycielka historii ze zgorzeleckiego liceum. Jej zdaniem ważne jest, że podręcznik zawiera materiały od lat - zwłaszcza w czasach NRD i PRL - tabuizowane, jak przymusowe wysiedlenia Niemców czy napaść ZSRR na Polskę.
Podręcznik składa się z 19 rozdziałów uzupełnionych tekstami źródłowymi, mapami historycznymi, zdjęciami i relacjami świadków minionych zdarzeń. Przygotowywany jest też zeszyt dla nauczycieli z pozycjami scenariuszy lekcji oraz film dokumentalny z relacjami tych, którzy przeżyli wojnę.
Rozdziały zostały napisane przez historyków polskich, m.in. dr Kazimierza Wóycickiego, Małgorzatę i Krzysztofa Ruchniewiczów, oraz niemieckich, np. Tobiasa Wegera. Tom dydaktyczny opracowali polscy i niemieccy nauczyciele, a wypróbowali je i przedyskutowali uczniowie szkół średnich z obu krajów. Projekt zrealizowano z pieniędzy unijnych. Przeznaczono na niego 60 tys. euro. W planach jest też napisanie podręcznika obejmującego całą historię polsko-niemieckiego sąsiedztwa.
p
Paczkowski: W książce brak wspólnego języka dla słowa przesiedlenie i wypędzenie
MAŁGORZATA PIETKIEWICZ: Czy coś pana razi w tym podręczniku?
ANDRZEJ PACZKOWSKI*: Jedyny błąd, na który natrafiłem przy pobieżnym czytaniu, znajduje się w końcowym artykule Kazimierza Wóycickiego. Pisze o 30 tys. polskich oficerów zamordowanych w Katyniu, co oczywiście jest nieprawdą, bo w samym Katyniu było 4,5 tys. ofiar, a w sumi- 14 tys.
A poza tym błędem?
Problem, który dostrzegam w tej publikacji, jest nierozstrzygnięty od dawna. Dotyczy niemożności uzgodnienia wspólnego języka. Tytuły rozdziałów: "Przesiedlenie ludności polskiej z ziem włączonych do ZSRR w latach 1944-47" i "Ucieczka i wypędzenie niemieckiej ludności po 1945 r." powinny mówić w obu przypadkach albo o przesiedleniu i wysiedleniu, albo o wypędzeniu. Zwłaszcza że różnica semantyczno-prawna między nimi jest znacząca. To jedyny trudny problem w tej książce.
Co pana zdaniem autorzy pominęli?
Nie ma nic o tym, jak wysiedleni czy wypędzeni Niemcy lokowali się w zachodnich strefach okupacyjnych. Jest tylko o sowieckiej strefie w NRD, ale rozumiem, że podręcznik jest przeznaczony dla uczniów z tej strefy. We wstępie powinno pojawić się ogólne podsumowanie II wojny światowej i jej bezpośrednich skutków. Powinno się też uświadomić czytelnikowi, że wypędzenia i przesiedlenia obejmowały nie tylko Polaków i Niemców, ale także dotyczyły wielu innych narodów Europy.
Czy ta książka została napisana w duchu: by wilk był syty i owca cała?
Nie. Mam wrażenie, że jest dość rzetelna. Chociaż pokazano niemiecki ruch oporu, a nie ma polskiego. Nie ma słowa o polskim państwie podziemnym, może autorzy doszli do wniosku, że jest to powszechnie znany fakt.
Czy książka może być zarzewiem awantury?
Ludzie o radykalnych poglądach na pewno się na nią rzucą i z jednej, i z drugiej strony, choć to próba spokojnego, wyważonego pokazania przesiedleń. Raczej faktograficzna, napisana dość trudnym językiem i dlatego bardziej dla studentów pierwszego roku niż licealistów. Na pewno była potrzebna, tak jak potrzebne są podobne publikacje na temat stosunków polsko-ukraińskich czy polsko-rosyjskich.
* Prof. Andrzej Paczkowski, historyk, profesor Collegium Civitas, kierownik Zakładu Historii Najnowszej w Instytucie Studiów Politycznych PAN, członek Kolegium IPN