Odnalezionemu z wielkim trudem podlaskiemu kopciuszkowi nie przywozili jednak szczęśliwych wieści. Musi zapłacić karę 1700 zł.
"To nie ślad mojego buta został tam w lesie" - tłumaczy. "Przecież w takich samych butach chodzi cała wieś" - denerwuje się pan Eugeniusz, który został skazany za nielegalne przekroczenie granicy. "Od 15 lat nie byłem w pobliżu granicy. Przez to, że chodzę w podobnych butach, do tych, których ślad znaleziono na granicy, muszę zapłacić taką wysoką karę. Za takie pieniądze mógłbym sobie kupować tenisówki do końca życia" - zarzeka się pan Eugeniusz.
Pewnej nocy strażnicy odkryli na granicy ślady butów. Ktoś przeszedł po zaoranym pasie pięć metrów, a potem zawrócił. Natychmiast rozpoczęli poszukiwania. Pies tropiący doprowadził ich do rodzinnej wsi pana Eugeniusza. "Właśnie jechałem rowerem. A tu nagle zatrzymują mnie, jak jakiegoś przestępcę. Jak przemytnika" - skarży się rozżalony. Pogranicznicy zabrali mężczynę na strażnicę i zrobili odlew śladów, które zostawiają jego trampki. I na tej podstawie pan Eugeniusz został podejrzany, a potem skazany za nielegalne przekroczenie granicy.
"Przeciwko temu panu świadczyła ekspertyza wykonana na podstawie odlewu gipsowego śladu, który znaleźliśmy" - przyznaje w rozmowie z "Faktem" podpułkownik Andrzej Jarmoszuk, komendant Straży Granicznej Siemianówka.
Problem w tym, że takie same tenisówki nosi mnóstwo ludzi z okolicznych wsi. "Bo są wygodne i tanie" - mówi pan Marek z Siemieniakowszczyzny, pokazując stopy w trampkach. "Jedna para kosztuje kilkanaście złotych" - dodaje Pan Mirek z sąsiedniej wsi Babia Góra, który nosi identyczne tenisówki.
Pan Eugeniusz czuje się niesłusznie skazany. Złożył już odwołanie od wyroku. "Nie jestem jakimś kopciuszkiem. Będę bronił swojego honoru" - mówi pan Eugeniusz.