Śledczy uznali, że kobieta postąpiła źle, ale sprawę umorzyli. Dlaczego? Przeważyła opinia biegłych, którzy uznali, że nawet natychmiastowe udzielenie pomocy kierowcy tira nie uratowałoby go. Obrażenia były zbyt rozległe. Do tego był uwięziony w rozbitym samochodzie, więc i tak lekarze musieli czekać, aż ratownicy uwolnią go z kabiny. Za to pasażer tira był tylko lekko ranny, więc w sumie karetka mogła jechać do niego nawet dłużej...

Reklama

Przepisy mówią jasno - karetkę trzeba wysłać w ciagu dwóch minut od zgłoszenia. I to miała zrobić dyspozytorka pogotowia z Oławy, gdy odebrała zgłoszenie o wypadku na autostradzie w okolicach Wrocławia. Ale lekarze wyjechali dopiero po ponad kwadransie.

Kobieta tłumaczyła, że najpierw musiała ustalić, w którym miejscu autostrady rozbił się samochód. "Powinna natomiast najpierw zespół wysłać, a potem w drodze dokładniej go instruować" - tłumaczy prokurator Małgorzata Klaus z wrocławskiej prokuratury.

Za narażenie człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu grożą nawet trzy lata więzienia. Ale po decyzji prokuratury dyspozytorka nie będzie nawet sądzona.

Wypadek wydarzył się w sierpniu 2007 roku na autostradzie A4. Tir, którym jechało dwóch Niemców, zderzył się z samochodem ciężarowym. W wypadku zginął kierowca tira, a pasażer został ranny.

Reklama