Czasem dołącza prezes Pekao SA Jan Krzysztof Bielecki, przyjaciel Tuska, uważany za głównego kadrowego obecnego gabinetu. Grają co wtorek i co czwartek, godzina 20.00, niezależnie od pogody, chyba że na przeszkodzie staną sprawy najwyższej rangi. Zawsze na odkrytym boisku ze sztuczną murawą. Z rządowych aut wysiadają już w dresach, bo na boisku nie ma się gdzie przebrać. Stroje raczej dowolne, choć dominują granatowe spodnie i czerwone bluzy z napisem Sejm RP.
Nie wiadomo, czy ten rząd przejdzie do historii, a jeśli tak, to z jakiego powodu. Pewne jest za to, że tak piłkarskiej ekipy u władzy jeszcze nie było. Premier na boisku świętował 50. urodziny, na boisku witał nowy rok, grał już kilka godzin po powrocie z ostatniej wizyty w USA. Wśród krytyków pojawiły się nawet głosy, że miłość do piłki jest jedyną namiętnością w tym rządzie. Trudno jednak sprawdzić, jak sportowa pasja ma się do pracowitości premiera - codzienny, szczegółowy kalendarz szefa rządu za Tuska został z internetu z niejasnych przyczyn wycofany.
Ale bywało gorzej - gdy PO była w opozycji, z powodu transmisji ważnych meczów przesuwano posiedzenia klubu. "Pamiętam też dyskusje polityczne, które trwały kwadrans - czyli tyle, ile przerwa w oglądanym spotkaniu" - wspomina były poseł PO Paweł Śpiewak. Jeszcze kilka lat termu Tusk potrafił umawiać się na wywiad na boisku albo rozmawiał w swym gabinecie, równolegle zerkając na telewizor transmitujący mecz. Odbijało się to zresztą na jego wizerunku - wewnętrzne badania PO ostrzegały, że Polacy uważają, iż Tusk nic nie robi i kojarzy się tylko z grą w nogę. Dziś sondaże są nieporównywalnie lepsze, ale też premier zmienił taktykę - w kolorowych pismach zamiast zdjęć w krótkich spodenkach częściej zobaczyć można fotografie Tuska z żoną.
Miłość premiera do piłki jednak nie osłabła, choć niektórzy twierdzą, że odkąd Platforma jest u władzy, adrenalina już tak wysoko nie skacze. Kiedyś, jak mówi poseł Antoni Mężydło (pozycja obrońcy), Tusk strasznie się złościł, gdy ktoś spartaczył akcję na boisku. "Z pedałami nie gram!" - krzyczał i obrażony na wszystkich schodził z murawy. Teraz, mówi Mężydło, premier ma już dużo większy dystans do gry.
p
Rozmowa z Markiem Graczykiem, psychologiem sportu, szefem psychologów Polskiego Komitetu Olimpijskiego
LUIZA ZALEWSKA: Dlaczego Donald Tusk gra w piłkę nożną?
Dr MAREK GRACZYK: Wybór dyscypliny często zależy od środowiska, z jakiego się wywodzimy i nawyków z młodości. W Trójmieście przez lata mecze rozgrywały środowiska Ruchu Młodej Polski i Kongresu Liberalno-Demokratycznego, w piłkę grywał premier Jan Krzysztof Bielecki. Na Wybrzeżu nie jest to zresztą odosobnione i trochę przypomina Holandię, gdzie młodzież, która wyrosła z piłki nożnej, przez wiele lat gra potem w piątej czy szóstej lidze. Tam gra w piłkę to świętość.
Ale dlaczego akurat Tusk kopie piłkę? Nasze elity, Kwaśniewski, Rywin, Solorz, grywają głównie w tenisa. Albo w golfa, jak minister sportu Mirosław Drzewiecki.
Piłka nożna to dyscyplina zakładająca bezpośredni kontakt z przeciwnikiem. Niektórzy tego nie lubią i nie potrzebują takich fizycznych starć. Wybierają to ci, którzy mają w sobie instynkt walki. Gra sprowadza się do nieustannej konfrontacji: by być szybszym, silniejszym, mądrzejszym. Piłkarze muszą też umieć współpracować, by akcję zakończyć sukcesem. Jedni mogliby powiedzieć, że to sport brutalny, inni - że męski. Stąd blisko do boksu, ale boks jest dziś zupełnie nieakceptowalną społecznie dyscypliną.
A bieganie w krótkich spodenkach po pięćdziesiątce jest akceptowalne?
Wszystko zależy od kultury i tradycji. Poza tym, żeby grać w gry zespołowe, trzeba mieć dobrą kondycję i odporność psychiczną. Gra w tenisa, zwłaszcza w debla, to dużo stania - machnięcie rakietą raz w lewo, raz w prawo. To dyscyplina bardziej intelektualna, przypomina szachy. Przyjemny wypoczynek, który ładnie wygląda, ale jest zdecydowanie mniej waleczny. A w piłce, kiedy ktoś zrobi coś źle, krzyczy się na niego, i to w całkiem niewybredny sposób. Trzeba mieć odpowiednią odporność psychiczną i pewność siebie, by to znosić.
Tusk gra w ataku. To oczywiste, bo jest liderem?
Nie zawsze tak musi być. Wiele zależy od możliwości fizycznych. Atakujący musi mieć intuicję, dobre przyspieszenie i szybko podejmować decyzję. Poza tym musi być okrutnie pracowity, by być w każdym miejscu, gdzie powinien. No i musi być twardy i odporny na ataki fizyczne.
Dlaczego Bush albo Sarkozy uprawiają jogging? Bo jest bezpieczny? A może mają już w nosie rywalizację?
Być może, gdyby w młodości grywali w dyscyplinach zespołowych, a poza tym wierzyli w swe możliwości, toby uprawiali właśnie te dyscypliny. W młodości wielu polityków amerykańskich grało w rugby albo futbol amerykański, a to bardzo brutalne gry...
Gordon Brown, premier Wielkiej Brytanii, w czasie meczu rugby stracił kiedyś wzrok w jednym oku...
Często zdrowie nie pozwala kontynuować takich dyscyplin w późniejszym wieku. Ale by grać w piłkę, trzeba mieć też odpowiednie cechy psychiczne. Konfrontacyjne dyscypliny wymagają tzw. optymistycznego stylu atrybucji - zawodnicy muszą umieć pogodzić się z porażką, racjonalizować swoje błędy, wierzyć, że wynikają one ze stopnia zaangażowania czy umiejętności, że możemy być lepsi. Wtedy żadne porażki nie obniżą poczucia własnej wartości.
Z tego by wynikało, że Tusk ma instynkt fightera. A przecież długo wytykano mu brak woli walki.
Być może tak było, ale bardzo dobrą formą kompensacji takiego poczucia jest właśnie sport. Skuteczne akcje na boisku wzmacniają "poczucie własnej skuteczności" gracza, podnoszą jego samoocenę. Wiele cech na boisku jest przejawianych na zasadzie kompensacji: czegoś w życiu nie mamy, ale możemy o to zawalczyć, potrenować i to osiągnąć. Poza tym proszę pamiętać, że w kategorii wytrzymałości i wytrwałości, które na boisku są konieczne, Tusk okazał się bardzo dobry - były przecież chwile, że nie wierzono w niego, a on pokonał wszystkich.
Premier grywa w piłkę średnio dwa razy w tygodniu. To dużo czy mało?
Dwa razy w tygodniu to minimum, by utrzymać kondycję fizyczną.
Ja nie znajduję czasu, by raz w tygodniu iść na basen, a przecież nie mam na głowie niezadowolonych pielęgniarek, budżetu zadaniowego i okręgów jednomandatowych.
Coś za coś. Człowiek wypoczęty i zadowolony, z odreagowanym stresem i energią, z podwyższoną ambicją, bo zawodnicy grają przecież po to, by wygrywać, jest dużo bardziej skuteczny niż osoba przemęczona i zestresowana. Wielu ludzi uprawia sport, ale się z tym nie afiszuje, bo powszechnie uważa się, że sport to rozrywka, a nawet marnowanie czasu. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie - aktywność fizyczna procentuje bardziej efektywną pracą, wysiłek i ruch uwalnia w organizmie endorfiny, zwane hormonami szczęścia. Same plusy. Zachodnie społeczeństwa doskonale to wiedzą, dlatego tam tak silnie inwestuje się w sport na każdym szczeblu. W brytyjskiej rodzinie królewskiej każdy mężczyzna musi być w wojsku, musi być sportowcem, bo to są cechy, które rozwijają człowieka.
Ale żyjemy w Polsce. Czy ludziom, którzy wieczorami wysiadują przed telewizorami, by obejrzeć Ligę Mistrzów, ale sami nie mają ani nawyków, ani kondycji, podoba się, że ktoś inny jest silny, sprawny i może przez półtorej godziny biegać po boisku, czy to ich irytuje?
Dużo zależy od efektów pracy osoby, którą oceniamy. Ale pamiętajmy, że naukowo dowiedziono, iż wygląd zewnętrzny koreluje z wiarygodnością, inteligencją, a nawet uczciwością. Osobom atrakcyjnym fizycznie przypisujemy te cechy podświadomie. Polityk wysportowany i przystojny ma więc zdecydowanie większe możliwości oddziaływania na ludzi. Można mu wybaczyć różne rzeczy.
Na przykład, że niewiele robi?
Proszę zwrócić uwagę na to, jak słabą mamy ligę i ile jest tam afer. A mimo to piłka nożna jest dla Polaków sportem numer jeden. Przypuszczam więc, że podświadomie lub świadomie sympatyzujemy z ludźmi, którzy nie tylko kochają piłkę tak jak my, ale na dodatek w nią grają. Taki premier to dla kibiców jest po prostu nasz człowiek.