Teresa Pojan ma 45 lat i mieszka w Warszawie. Pierwszy syn kończył gimnazjum dwa lata temu, młodszy - kończy dwudniową serię testów dzisiaj. "Od dzisiejszego dnia zależy całe życie mojego dziecka. Albo dostanie się do dobrego liceum, a stamtąd na renomowaną uczelnię, albo wpadnie w <czarną dziurę>" – mówi DZIENNIKOWI.
Nie przebiera w słowach podobnie jak inni rodzice, z którymi rozmawialiśmy. "Żądałam od syna jedynie dobrych wyników w nauce. Inaczej nigdy nie wyszedłby z gimnazjum, w którym kilku dresiarzy potrafiło rozwalić lekcję" - mówiła nam jedna z matek. Niemal wszędzie temat jest ten sam: albo sukces, dobre liceum, studia i dobre zarobki, albo "czarna dziura" i brak szans na przyszłość.
Niemal wszędzie ten sam areał środków. "W szkole językowej za obu chłopaków płaciłam ponad 250 zł miesięcznie" - mówi Pojan. "W gimnazjum doszły korki z matematyki. Chłopcy mieli trudności ze zrozumieniem niektórych zagadnień. Dodatkowo sama pomagałam synom codziennie w lekcjach. Ale opłaciło się. Ich średnia na koniec gimnazjum przekroczyła 5,0" - wylicza z dumą.
Eksperci twierdzą, że sportowa pasja, z którą rodzice wyliczają średnią swoich dzieci i pasjonują się ich punktowymi wynikami z egzaminów, to efekt wprowadzenia w 2002 r. egzaminów na koniec każdej szkoły. "Edukacyjny wyścig szczurów przeniósł się z poziomu liceów i studiów do gimnazjów, a nawet podstawówek" - mówią.
Już trzy lata po wejściu w życie reformy wyliczano, że co drugi polski uczeń korzysta z korepetytorów, zaś im bardziej wykształceni rodzice, tym bardziej zmuszają dzieci do dodatkowych zajęć. Korepetycje z matematyki kosztują do 50 zł za godzinę. Nieco tańszy jest język polski - 20 - 30 zł, najdroższe zaś języki obce - od 30 do nawet 100 zł.
Łatwo spotkać głosy, że ucieczka edukacji poza szkolne mury to porażka systemu oświaty publicznej. "Tak duża liczba dzieci korzystających z korepetycji wskazuje, że szkoła nie wypełnia swojej roli" - mówi DZIENNIKOWI Elżbieta Putkiewicz, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i autorka książki o znamiennym tytule "Korepetycje - szara strefa edukacji".
Są też jednak inne głosy - że indywidualne lekcje od niepamiętnych czasów były po prostu skuteczniejsze. "Nauczyciele mają wtedy ułatwione zadanie, nie muszą dziecka dyscyplinować, jest to czas spędzony efektywnie" - mówi prof. Aleksander Nalaskowski z Uniwersytetu w Toruniu.
Bo w walce o dobry start liczy się tylko efekt. Justyna Kowalczyk z Lublina, matka 16-letniego Damiana, który rok temu przeszedł przez egzaminacyjne sito, mówi prosto z mostu: "Ma się uczyć. Nic więcej nie musi robić. A że ciągle jest zajęty? Odpocznie po studiach".
p
Psycholog: Wyścig szczurów zaczyna się od kołyski
Renata Kim: Czy od dzisiejszych gimnazjalistów oczekuje się więcej niż od ich rówieśników kilkanaście lat temu?
Małgorzata Ohme*:Teraz rywalizacja zaczyna się niemal od kołyski. Rodzice licytują się, czyje dziecko pierwsze chodzi, szybciej zaczyna mówić i ma lepszy wózek. I na każdym etapie życia małego człowieka kładą ogromny nacisk na wspomaganie jego rozwoju.
Czy to źle?
Takie wspomaganie nie pomaga, tylko raczej zakłóca rozwój. W dzisiejszych czasach to, czy ktoś jest dobrym człowiekiem, nie zależy od tego, czy pomaga bliźnim, ale czy odnosi sukcesy. Bo rodzice, którzy dorastali w trudniejszych czasach, chcą dać swoim dzieciom jak najwięcej. Sami nie mogli uczyć się języków obcych, więc są gotowi do poświęceń, by ich dzieci nauczyły się od razu pięciu.
Skąd takie parcie na sukces?
Taka jest współczesna kultura. Na każdym kroku widzimy dążenie do sukcesu rozumianego jako zdobywanie stanowisk i pieniędzy. Ale rodzice powinni przypominać, że są w życiu również inne wartości. Że trzeba mieć marzenia. Tymczasem dziś bycie dobrym rodzicem nie sprowadza się jedynie do tego, by dziecko kochać. Obowiązuje model poświęcającego się ojca, który pracuje 20 godzin na dobę, by stworzyć synowi czy córce jak najlepsze szanse edukacyjne.
Czy to mądre?
Nie, bo wychowane w ten sposób dzieci zazwyczaj i tak nie potrafią skorzystać z podarowanych im możliwości. Osiągają sukcesy, ale gdy już zarabiają wielkie pieniądze, nie potrafią ich wydawać tak, by czuć się szczęśliwe. Bo rodzice nie nauczyli ich tworzyć z ludźmi dobrych relacji. Za to obarczyli swoimi niespełnionymi marzeniami o zawodzie lekarza czy prawnika.
A jak bardzo należy się angażować w edukację dzieci?
Wiele zależy od tego, w jaki sposób rodzice to robią i czy to świetne liceum, które wybrali, jest rzeczywiście ich wspólnym wyborem. Czy przypadkiem nie jest to tylko wybór matki lub ojca. I przede wszystkim trzeba pomagać dopiero wtedy, gdy dziecko o to poprosi. Poza tym nie wolno rozliczać dziecka z każdego egzaminu, bo to jedynie nasila jego stres.
*Małgorzata Ohme, psycholog rozwojowy w SWPS