Policjanci do celi Mariusza wpadli dosłownie w ostatniej chwili, kiedy ten wisiał już na kratach. Zaczęła się długa reanimacja. W końcu serce Mariusza ponownie zaczęło bić, a on sam zaczął znowu oddychać. Zmiany były już jednak nieodwracalne. Mężczyzna ma uszkodzone mózg i krtań. Rodzina nie ma z nim żadnego kontaktu.
Tragedia Mariusza zaczęła się od dziewczyny, która go rzuciła i alkoholu, który miał ukoić ból po jej stracie. Latem 2003 roku w miasteczku akademickim w Lublinie mężczynę chcieli zatrzymać policjanci. Ten jednak, nie wiedzieć czemu, zaczął uciekać. W końcu go został złapany.
Okazało się, że jest pod wpływem alkoholu i nie ma przy sobie żadnych dokumentów - pisze "Dziennik Wschodni". Mariusz trafił do celi jednego z komisariatów i tam chciał odebrać sobie życie. Według sądu, który nakazał wypłacenie rodzinie mężczyzny 105 tysięcy złotych odszkodowania, policja przy tej tragedii zawiniła przynajmniej w połowie.
W trakcie rewizji po zatrzymaniu policjanci nie znaleźli przy Mariuszu sznurka, został on też umieszczony w celi, która nie była obserwowana przez oficera dyżurnego. Sąd Okręgowy w Lublinie doszedł do wniosku, że policja, zatrzymując mieszkańca Lublina, przejęła odpowiedzialność za jego zachowanie i dopuściła się zaniedbań - pisze "Dziennik Wschodni".
Oprócz odszkodowania Mariusz ma otrzymywać od policji co miesiąc 200 złotych renty. Policja zapłaci także dodatkowe pieniądze, jeśli w przyszłości stan zdrowia Mariusza jeszcze się pogorszy.