Skutki już są odczuwalne. "Już teraz musimy dzielić się wodą" - żali się Marian Lewandowski, działkowiec z Łodzi. "Do południa podlewa ogródki jeden sektor, a po południu drugi. Inaczej w upalne dni wodę miałyby jedynie działki położone przy głównej rurze" - dodaje.

Reklama

Dlaczego grozi nam susza, choć mamy tak wiele rzek i jezior? Bo system melioracyjny jest fatalny, zmienił się klimat - w zimie pada mało śniegu, ulewy jeśli są, to krótkotrwałe. A przede wszystkim ciekną nam magistrale wodociągowe, ale też domowe krany i spłuczki w toaletach. Według ostatniego raportu o stanie środowiska aż 25 proc. wody w Polsce po prostu się marnuje.

Każdego dnia przeciętny Polak zużywa średnio 150 litrów wody. Spora część po prostu się przelewa: nie zakręcamy kranu, gdy myjemy zęby, nadal zmywamy pod bieżącą wodą. Na szczęście ostatnio powoli zmieniają się nasze przyzwyczajenia. - W domach coraz częściej mamy liczniki wody, więc w trosce o własną kieszeń staramy się zakręcać krany i wymieniamy uszczelki - mówi prezes Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej Andrzej Sadurski.

Największym problemem są wodociągi miejskie - stare, zardzewiałe, przeciekające. Już teraz największy brak wody odczuwa region małopolski, łódzki i kielecki. Z kłopotami poradził sobie właściwie tylko Szczecin, w którym od kilku lat realizowany jest w nim największy w Polsce i jeden z największych w Europie programów budowy nowych wodociągów i łatania starych. I skutki widać: 20 lat temu zużywał ponad 180 tys. ton wody na dobę, teraz jedynie 75 tys.

Reklama

Eksperyment naszych dziennikarzy: jeden przeżył cały dzień, zużywając tylko 20 litrów wody, czyli tyle, ile ludzie mieszkający w krajach zagrożonych suszą. Drugi spędził dzień jak zwykle, z tą tylko różnicą, że po raz pierwszy skrzętnie notował, ile naprawdę zużywał wody.

Izabela Marczak - 20 litrów

6.30 Pobudka. Odmierzam w misce 3 litry wody. Starczy na ochlapanie się i umycie zębów (szklanka). Brudną wodę zostawiam do spłukania sedesu. Poczucie niedomycia jest dużym dyskomfortem, ale mamy w końcu XXI wiek, czas antyperspirantów.

Reklama

8.00 Dzielę wodę na tę do picia i tę do gotowania. Zakładam, że to będzie 5 litrów. Drugie 5 litrów zostawiam w zapasie na nagłe sytuacje. Pozostałe 10 litrów, które mają starczyć na umycie się, pozmywanie naczyń, pranie, wlewam do wanny o wymiarach 140 na 70 cm. Ale tego mało, taka minikałuża. Już wiem, że dziś prania nie zrobię, a w kuchni nazbiera się góra brudnych naczyń.

7. 30 Parzę poranną kawę - pół litra płynu. Od pobudki wypiłam też 0,5 l mineralnej. Czyli 4 litry poszłooo...

9.00 Jadę do pracy. Z pewnością dziś nie pojadę do myjni, choć auto brudne. W korkach wypijam kolejne 0,5 litra mineralnej. Dziś na początek dnia - konferencja. Z przykrością stwierdzam, że znów chce mi się pić. Wypijam szklankę wody. Tak, wiem, że to głupie w tej sytuacji, ale wypijam i postanawiam wytrzymać jeszcze trochę, zanim odwiedzę WC.

13.00 Niestety w konferencyjnym gmachu w toaletach też nie ma oszczędnościowych spłuczek. Bez mała 5 litrów poszło na tę niezbędną akcję. Aha, no i trzeba odliczyć jakiś litr wody na mycie rąk. Katastrofa. To ile wody mi jeszcze zostało? Trochę ponad 9 litrów na resztę dnia.

18.30 Całe szczęście, że ta konferencja tak długo trwała. Nie można było często wychodzić, więc jakoś obeszło się bez potrzeby kontaktu z wodą. Oczywiście nie licząc 1,5 litra wody, które wypiłam w kawach i herbatach.

19.00 Docieram do domu. Zostało mi 4,7 l wody. Litr tracę na wstępie: myję ręce i twarz. Wieczorną kąpiel mam z głowy, starczy co najwyżej na mycie zębów, picie i ubikację.

23.00 Nie zostało zupełnie nic. Totalna susza. Ani do picia, ani do mycia. W kuchni sterta brudnych naczyń, w łazience kopiec ubrań do prania. Leżę i myślę o tym, jak rano położę się w wannie i naleję duuużo wody. No właśnie dużo wody. Gdy miliony ludzi na świecie żyje zaledwie o 20 litrach wody, ja myślę o pełnej wannie. Codziennie zużywam kilkanaście razy więcej wody niż mieszkaniec Zambii, Togo, Somalii czy Etiopii. Choć staram się nie zostawiać odkręconego kurka, gdy to nie jest niezbędne, ale codzienne kąpiele w wannie, to już typowy luksus, a nie konieczność. No pewnie, że inaczej się żyje w Etiopii, gdzie nie używasz spłuczek, nie pierzesz w pralce, nie chodzisz do biura w koszuli pod krawatem, a inaczej w cywilizowanym kraju. Ale z drugiej strony, czy nie nazbyt bezmyślnie odkręcamy kurki?

Radosław Krąpiec - 379 litrów

7.00 Wstaję z łóżka i jak zwykle sięgam po butelkę mineralnej. Przed pójściem do łazienki wypijam niespełna 0,5 litra. Drugie tyle w czasie kąpieli. Tego dnia wyjątkowo zastąpiłem nią poranny prysznic. Korzystam też z toalety. W ciągu dwóch pierwszych kwadransów testu zużywam jakieś 140 litrów wody. Czyli już prawie przekroczyłem normę. A dzień dopiero się zaczął.

7.30 Czajnik pożera mi co najmniej 1,5 litra wody, choć na herbatę potrzebuję najwyżej jedną trzecią z tego. Lekko opadłe liście kwiatów przypominają mi, że one też domagają się wody. To dodatkowy litr. A pranie? Wypełniam bęben, włącza się dioda sygnalizująca szczelność urządzenia i po chwili słyszę jak woda napełnia pralkę. To 60 litrów.

8.45 Wychodzę do pracy. Wcześniej w łazience zużywam jeszcze mniej więcej 15 kolejnych litrów: toaleta, mycie rąk, zębów, golenie się (w czasie dwóch ostatnich czynności zawsze zakręcam kran).

9.30 Redakcja. W porównaniu z tym, co wylało się z moich kranów rano, rachunek za wodę mojego wydawcy dzięki mnie nie będzie wysoki. Trzykrotne mycie rąk, dwukrotne uruchomienie spłuczki i zaparzenie kawy to jakieś 18 litrów wody. Doliczam do tego 1,5 litra wody mineralnej, którą sączę przez cały dzień.

18.20 Koniec pracy. Ale na tym moje lanie wody się nie kończy. Po kilkudziesięciominutowym przebijaniu się przez zakorkowaną Warszawę z dalekiego Mokotowa do centrum w recepcji siłowni proszę o litrową butelkę wody. W ciągu 1,5 godz. opróżniam ją co do kropli. Prysznic. Potrzebowałem go bardzo, więc trwa aż 5 minut. Niestety to co najmniej 50 litrów wody. Wracam do niego po 10-minutowym pobycie w saunie. Tym razem zużywam jakieś 30 litrów. I znów sauna. Po czym przez kilka kolejnych minut stoję pod prysznicem. Bilans: co najmniej 100 litrów wody. Ktoś może powiedzieć, że zmarnowanej. Ale czy będzie miał rację?

21.30 W domu kolejna porcja herbaty i soków - to najwyżej litr. Do końca dnia zużywam jeszcze zaledwie 30 litrów na mycie się i toaletę. Dzienny bilans: 379 litrów! To kilka razy więcej niż statystyczny Polak, ale nieco mniej niż statystyczny Amerykanin.