Dla 17-letniego Pawła z Orzysza, małego miasteczka na Mazurach, armia to dziecięce marzenie, które chce zrealizować w dorosłym życiu. Za rok zamierza zdawać egzaminy do elitarnej Szkoły Orląt w Dęblinie, a potem oblatywć supernowoczesne maszyny. Jego plany nie są niczym wyjątkowym, swoje życie z armią chciałby związać co piąty ankietowany mężczyzna w wieku poborowym, a więc między 18. a 25. rokiem życia - wynika z badań przeprowadzonych przez Wojskowe Biuro Badań Społecznych dla MON.
Młodych Polaków do armii przyciągają atrakcyjne zarobki, możliwość szybkiego awansu, a także stałe i pewne zatrudnienie. Do munduru nie zniechęcają ich nawet kolejne informacje o ofiarach naszych misji w Iraku i Afganistanie. Ostatnia wiadomość o zamachu na polski patrol dotarła do nas wczoraj, w pobliżu bazy w Ghazni w Afganiastanie został ranny kapral Tomasz M. Doniesienia z wojny wywołują wręcz paradoksalną reakcję - z badań wynika bowiem, że ryzyko, jakie niesie służba, działa na młodych ludzi jak magnes. Wojsko to dla nich nie tylko prestiżowa praca, ale także męska przygoda. W sondażu preferowali najbardziej niebezpieczne profesje wojenne, co piąty badany chciał zostać komandosem lub pilotem.
Dla 25-letniego Romana Czyplisa z Góry Śląskiej, który w armii służy od października, a za kilka miesięcy jedzie na swoją pierwszą misję do Libanu, służba to też okazją do poznania świata. "Przy okazji dobrze zarobię" - mówi DZIENNIKOWI. Pierwsza pensja żołnierza to w Marynarce Wojennej 2,5 tys. zł na rękę, jednak już w następnym roku służby wynagrodzenie może wzrosnąć nawet dwukrotnie.
Miłość Polaków do wojska trwa od kilku lat. Młodzi Polacy pokochali je za to, że szybko spełnia marzenia - komandosem, pilotem czy marynarzem można zostać niemal natychmiast, a sędzią czy lekarzem - dopiero po wielu latach nauki. Jednak sympatia do armii to nie tylko specyfika młodych - żadna instytucja w kraju nie cieszy się taką popularnością. Zaufanie do wojska deklaruje aż trzech na czterech dorosłych Polaków, więcej niż do Kościoła - wynika z sondażu. Ze swoich mundurowych tak dumni jak my są tylko żyjący wręcz w kulcie swoich dzielnych chłopców Amerykanie i Rosjanie.
Zdaniem naszego rozmówcy, socjologa polityki prof. Jacka Wasilewskiego, fascynacja mundurem jest głęboko zakorzeniona w naszej historii. "Żołnierze wyróżniający się na polu bitwy zawsze byli noszeni przez lud na rękach, robili zawrotne kariery - z chłopa stawiali się rycerzami, śpiewano o nich piosenki" - mówi Wasilewski. Tak zostało do dziś. "Żołnierze poprawiają nam samopoczucie, zwłaszcza poczucie narodowej dumy" - mówi antropolog kultury, prof. Wojciech Burszta. Dodaje: " Są silni, odważni i ofiarni. To nasz najlepszy towar eksportowy".
p
Katarzyna Bartman: Młodzi Polacy ufają armii i chcą w niej służyć zawodowo, choć do niedawna unikali wcielenia do wojska. Skąd ta zmiana?
Sławomir Petelicki*: To naturalne. Kiedy jesteśmy na wojnie, wzrasta poparcie dla żołnierzy. Oni przecież walczą o bezpieczeństwo nas wszystkich. Jednak my możemy być naprawdę dumni z naszych żołnierzy. Wystarczy przypomnieć jednostkę specjalną GROM. Podczas operacji "Pustynna burza" w czasie pierwszej interwencji w Iraku garstce naszych komandosów udało się przejąć i opanować zaminowaną platformę w porcie Umkasr. Tego wyczynu nie dokonała wcześniej żadna inna armia na świecie.
Jednak poza sukcesami polscy komandosi mają plamy na mundurze. Skandal korupcyjny w Iraku, ostrzał cywili w afgańskim Nangar Khel...
Jeśli chodzi o aferę bakszyszową w Iraku, to faktycznie był to skandal i kilku wysoko postawionych oficerów powinno zdjąć za to mundur. Jeśli jednak chodzi o komandosów z Bielska-Białej, sytuacja jest zupełnie inna. Polacy uznali ich za ofiary tej misji, a nie przestępców, bo operacji w Afganistanie nie da się przeprowadzić w białych rękawiczkach.
*gen. Sławomir Petelicki, dwukrotny dowódca jednostki specjalnej GROM