Co gorsza, proceder jest zgodny z prawem. Skoro miasto czy gmina jest właścicielem oczyszczalni to - według samorządowców - normalnym jest, że we władzach spółki zasiada ktoś z ratusza. Problem jednak w tym, że nominacje wręczane są bez żadnych konkursów, więc w komunalnych spółkach rządzą partyjne, a czasami nawet rodzinne klany.
Ponadto coraz częściej dochodzi do konfliktu interesów - pisze "Życie Warszawy". Przykład? Handlowcy z Kupieckich Domów Towarowych w Warszawie oskarżyli wiceprezydenta Jarosława Kochaniaka, który jest szefem rady nadzorczej w ich spółce, o działanie na jej szkodę.
"Spółka ma obiecany grunt na placu Defilad. Mieliśmy na nim postawić dom towarowy. A wiceprezydent był temu przeciwny" - powiedział "Życiu Warszawy" prezes KDT Dariusz Połeć. "Głosował za tym, by obiekt stawiała inna miejska firma, MPRO. Tam też był w radzie nadzorczej" - dodał Połeć.
Wprawdzie Kochaniak już w radzie nadzorczej MPRO nie zasiada, ale jest teraz w SPEC-u. "I na zarządzanie miastem czasu nie ma. A przecież odpowiada za strategiczne działy, np. służbę zdrowia" - żalą się gazecie samorządowcy.
Zostać włodarzem miasta w Polsce to dostać licencje na bezkarne wysysanie publicznej kasy. Co czwarty burmistrz i co drugi wiceprezydent dorabia w miejskich spółkach, w których samorządowcy sami siebie awansują na nadzorców. Za zasiadanie w radzie nadzorczej tylko jednej firmy zgarniają od trzech do pięciu tysięcy złotych - pisze "Życie Warszawy".
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama