Marsze radykalnej prawicy w skupiskach etnicznych Białorusinów w Polsce to otwarte cyniczne znieważanie pamięci ofiar band "żołnierzy wyklętych", sprzyjanie heroizacji nazizmu – czytamy w komunikacie MSZ.

Reklama

W oświadczeniu wskazano, że "jeden z tzw. bohaterów" – Romuald Rajs "Bury" dowodził 75 lat temu najazdem na wsie zamieszkane przez Białorusinów. "Ma na sumieniu setki zabitych i rannych cywili, których winą było tylko to, że byli Białorusinami" – napisano.

Oddziały Rajsa "Burego"

W 1946 r. oddziały kpt. Romualda Rajsa "Burego" spacyfikowały kilka wsi w okolicach Bielska Podlaskiego, które zamieszkiwała prawosławna ludność białoruska. Zginęło 79 osób, w tym – dzieci.

Badający tę sprawę pion śledczy IPN przyjął kwalifikację prawną zbrodni o znamionach ludobójstwa. W 2005 r. Instytut umorzył to śledztwo m.in. dlatego, że po wojnie prawomocnie zakończyło się postępowanie wobec części sprawców, inni już nie żyli, a pozostałych nie udało się ustalić.

"Absolutnie niedopuszczalna praktyka gloryfikacji zbrodniarzy wojennych"

Resort dyplomacji w Mińsku zapowiada również przekazanie swojego "pryncypialnego stanowiska" władzom w Polsce. Ocenia, że organizacja marszu to "absolutnie niedopuszczalna praktyka gloryfikacji zbrodniarzy wojennych", a władzom w Polsce zarzuca "wieloletnią pobłażliwość wobec marszów radykalnej prawicy".

W tym kontekście białoruskie MSZ uważa, że "polskie apele o przestrzeganie praw człowieka na Białorusi i lobbowanie za sankcjami wobec tego kraju wyglądają wyjątkowo karykaturalnie". W Polsce - podkreślono - "wzrost neonazizmu stał się codziennym zjawiskiem".

W komunikacie napisano również, że normalizacja relacji dwustronnych jest możliwa, o ile Warszawa "zrezygnuje z presji i mentorskiego podejścia, w tym – w dziedzinie historii i upamiętnień".