Jeszcze na początku ubiegłego wieku wodniczki, małe wędrowne ptaszki, można było spotkać niemal w całej Europie. Dziś to gatunek zagrożony wyginięciem - zostało ich zaledwie ok. 20 tys. Za tak dramatyczną sytuację odpowiada człowiek, który na potęgę osusza podmokłe tereny, na których wodniczki zakładają gniazda. Jest jednak szansa, że niezwykle rzadki dziś trel tych ptaków będzie można ponownie usłyszeć. I będzie to zasługa polskich ornitologów.
Polska jest bowiem jednym z nielicznych państw Starego Kontynentu, gdzie tym ptaszkom udało się przetrwać, a Unia Europejska zdecydowała się sfinansować program ochrony. "Nasza wspólna akcja potrwa do 2011 r." - mówi DZIENNIKOWI Michał Radziszewski z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków, które koordynuje projekt w Polsce. "Przede wszystkim pracujemy nad odtwarzaniem zniszczonych siedlisk wodniczek. Działamy w dziewięciu miejscach, m.in. na Pomorzu Zachodnim oraz w Dolinie Biebrzy" - dodaje. Budżet programu wodniczki to aż 5,5 mln euro.
Ta gigantyczna inwestycja już zaczęła przynosić efekty, bo wodniczki zaczęły powracać do miejsc, z których dawno temu zniknęły. "Ptaki chętnie przenoszą się na odtworzone dla nich miejsca lęgowe. Śpiew wodniczek znów można usłyszeć w Zajęczych Łęgach, na wyspie Karsibór pod Świnoujściem, skąd ten gatunek zniknął kilka lat temu" - mówi Radziszewski.
Wodniczki jest niezwykle trudno policzyć, gdyż ciągle się przemieszczają. Ale obserwacje wskazują ponad wszelką wątpliwość, że jest ich coraz więcej. Radziszewski dodaje, że program ochrony wodniczek będzie kontynuowany także po zakończeniu unijnego projektu. "Chcemy wciągnąć w naszą akcję rolników. Jeśli nie będą osuszać gruntów, to mogą liczyć na dopłaty z tzw. ptasich pakietów finansowanych przez rząd i UE" - podkreśla Radziszewski.