Żeglarka wyruszyła w kwietniu 2008 r. z Puerto la Cruz w Wenezueli i po przejściu Kanału Panamskiego, pokonaniu Pacyfiku i Oceanu Indyjskiego dotarła w grudniu do RPA. Jej wyprawa omal się tam nie skończyła, kiedy na redzie Kenton-on-Sea w nocy 30 grudnia jacht "Mantra Ania" zerwał się z kotwicy.

Reklama

DANIEL WALCZAK: Jak się czujesz po 10 miesiącach samotnego rejsu?
MARTA SZIŁAJTIS-OBIEGŁO: Myślałam, że będę gorzej to znosić. Mam dużą rodzinę, prowadziłam miejski tryb życia. Ale zawsze spędzałam parę miesięcy w roku na rejsach. Teraz robię to, co lubię, i czuję się komfortowo. A co do samotności: na pewno nie brakuje mi szumu medialnego i polityki. O kryzysie finansowym dowiedziałam się miesiąc po tym, jak się zaczął.

Skąd w ogóle wziął się pomysł samotnego rejsu dookoła świata?
Brałam udział w kobiecych regatach dookoła świata 2005-2007 organizowanych przez stocznię pana Andrzeja Armińskiego. W ubiegłym roku dostałam od niego SMS: "Masz czas na jeszcze jedną podróż dookoła świata?". I tak zmieniły się wszystkie moje plany. I bardzo dobrze.

Jak to było z twoim wypadkiem u wybrzeży RPA. Media pisały, że twój jacht zerwał się z kotwicy, a ty o mały włos nie przypłaciłaś tego życiem.
Przesada. Tamtej nocy po prostu kotwica puściła, bo dno było piaszczyste. Zdarza się. Zawiódł silnik, bo gdyby zapalił, to odpłynęłabym od brzegu, a tak fala zepchnęła mnie na plażę. A w zasadzie padłam ofiarą oszustów, którzy wcześniej na Mauritiusie zatankowali mi mieszankę kerazyny i wody zamiast oleju napędowego. Wiedzieli, że płynę na ocean, a tam bez silnika nie masz prądu, łączności, nie masz niczego.

Były inne krytyczne momenty?
Na Pacyfiku, przed wyspami Fidżi. Maszt mi się zaczął ruszać. Gdybym go straciła, byłby to koniec wyprawy. Maszt jest regatowy, robiony specjalnie na zamówienie. I dzięki niemu łódka nabiera dużej prędkości. Zamontowałam dodatkowe liny, zdjęłam grot, czyli główny żagiel. I tak dopłynęłam do Vanuatu.

W jaki sposób śpisz w czasie podróży?
Na początku było ciężko, zwłaszcza że płynęłam przez Morze Karaibskie. Tam jest pełno śmieci, drzew palmowych, kontenerów, które pospadały ze statków, do tego w ogóle panuje duży ruch. Musiałam się przyzwyczaić do trybu niespania - drzemać po 15-20 minut, wracać na pokład i sprawdzać, czy zaraz się z czymś nie zderzę.

Kiedy wyruszasz z Port Elizabeth w ostatni etap drogi?
Kończę przegląd jachtu. Mam teraz 5 tys. mil Atlantyku do przepłynięcia, trafię prosto na karnawał do Brazylii i wszystko musi być zrobione porządnie. Będę imprezować i wrócę do Polski. Pewnie na Wielkanoc.

A potem? Co właściwie robi osoba, która właśnie wróciła z rejsu dookoła świata?
Nie wiem. Ale mam włączoną komórkę - na pewno coś się dla mnie znajdzie.