Wojnicki: Piper 34, w którym zginęli członkowie naszego areklubu był własnością mojego zastępcy, Wiesława Dobrzańskiego. Maszyna leciała do Clearwater Beach na Florydzie. Za sterami siedział sam Dobrzański. On, i pięciu innych pasażerów mieli tam obejrzeć wystawionego na sprzedaż Pippera 36. Wiesiek znalazł gdzieś ofertę jego sprzedaży. To był bardzo doświadczony pilot.

Reklama

Z Chicago do Clearwater można dolecieć Pipperem 34 tylko w sprzyjąjących warunkach. Bezpieczniej wybierając drogę, z góry zaplanować międzylądowanie i dotankowanie samolotu. Wybór padł na lotnisko Tri–State.

Stypa: Warunki atmosferyczne były złe, nasi koledzy trafili na śnieżycę. Długo nie mogli odnaleźć lotniska. Krążyli, traci paliwo, a obsługa lotów nie potrafiła im pomóc.

Wojnicki: Dobrzański zgłosił wieży kontrolnej, że kończy mu się paliwo. Tuż przed kraksą maszyna przelaciała nad Tri–State, dokonała gwałtownego zwrotu o 180 stopni. Tak jakby pilot za wszelką chciał jak najszybciej dokończyć lądowanie.

Stypa: Podczas zwrotu maszyna zawadziła o linię wysokiego napięcia. Nie wiadomo, czy pilot jej nie zauważył, czy paliwo w zbiornikach skończyło się definitywnie. W końcu spadli – paradoksalnie chwilę po odnalezieniu pasa startowego.