Podczas czwartkowego oświadczenia dla mediów wicepremier Błaszczak poinformował, że procedury i mechanizmy reagowania ws. obiektu znalezionego pod Bydgoszczą zadziałały prawidłowo do poziomu dowódcy operacyjnego (gen. Piotrowski), który nie poinformował go, ani odpowiednich służb o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej.
Onet poinformował w czwartek, że oświadczenie szefa MON w sprawie incydentu spod Bydgoszczy stoi w sprzeczności z ustaleniami portalu. "Z naszych informacji wynika, że o incydencie gen. Piotrowski natychmiast powiadomił ministra Błaszczaka i szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. (Rajmunda) Andrzejczaka. Kiedy zaś rakieta zniknęła z radarów i została zgubiona przez parę dyżurną samolotów myśliwskich, szef sztabu i dowódca operacyjny rekomendowali ministrowi obrony rozpoczęcie poszukiwań".
Cytowani przez portal wojskowi zapewniają, że z ich strony wszystkie procedury zostały dopełnione, a decyzje o zaniechaniu poszukiwań rosyjskiej rakiety zapadły nie na poziomie wojskowym, lecz politycznym. "Podjęło je kierownictwo resortu obrony narodowej, bojąc się afery związanej z nieszczelnością polskiej obrony powietrznej".
W kwietniu minister sprawiedliwości poinformował na Twitterze, że prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie szczątków obiektu powietrznego znalezionego w lesie pod Bydgoszczą. MON przekazało, że w okolicach miejscowości Zamość, ok. 15 km od Bydgoszczy, znaleziono szczątki niezidentyfikowanego obiektu wojskowego.
Dzień później gen. Piotrowski w oświadczeniu dla mediów powiedział, że trwają intensywne dochodzenia, sprawdzenia, intensywny dialog między różnego rodzaju instytucjami w celu ustalenia, w jaki sposób sprzęt mógł się tam znaleźć i jakie jest jego pochodzenie. Dowódca operacyjny nawiązał do wydarzeń z połowy grudnia ub.r., gdy Rosjanie przeprowadzili jeden ze zmasowanych ostrzałów rakietowych Ukrainy.