Kontekstem dla utworu Różewicza, odczytywanego początkowo jako krytyka życia i obyczajowości Polaków, była sytuacja polityczno-społeczna za rządów Władysława Gomułki. Okres "małej stabilizacji" z jednej strony obejmuje schyłek epoki "błędów i wypaczeń", a z drugiej sięga ery budowy gierkowskiej "drugiej Polski". W ramach tej chronologii nastąpiło osłabienie terroru i prześladowań politycznych, uspokojenie nastrojów społecznych, odejście od gwałtownej industrializacji kraju, stabilizacja zjawiska zawrotnych karier i awansów społecznych, którym towarzyszyło budowanie struktur biurokratycznych oraz aparatu władzy. "Mała stabilizacja" nieodłącznie kojarzy się z rządami Gomułki, ignorującego aspiracje oraz potrzeby materialne i duchowe obywateli - z jego nużącymi przemówieniami, konserwatyzmem, marazmem gospodarczym i cywilizacyjnym. Jest to również czas pewnego przełomu mentalnego - społeczeństwo poznało swoisty smak luksusu w socjalistycznym wydaniu, którego symbolem były produkty takie, jak pralka Frania, samochód marki Syrena czy mieszkania typu M-2 ze słynną "ślepą kuchnią". Termin wiąże się także ze stabilnością rynku zaopatrzenia w artykuły konsumpcyjne. Niestety asortyment z nieco pełniejszych półek sklepowych raczej nie odpowiadał potrzebom zwykłego konsumenta. W jeszcze innym znaczeniu, po uwzględnieniu oczekiwań społecznych, przez "stabilizację" rozumie się nikłe nadzieje na poprawę położenia. Przymiotnik "mała" odnoszono niekiedy do stanu wegetacji ówczesnego społeczeństwa. Publicysta i eseista Zbigniew Załuski w artykule "Wyważanie otwartych drzwi?" tak podsumował aspiracje młodego pokolenia na początku lat 60.: Porobili dyplomy i poszli do pracy, pożenili się i zajęli się dziećmi. Pokolenie dojrzało, zajęło się codziennością. Zbiera pieniądze na skuter i spółdzielcze mieszkanie.
EPOKA DOMATORÓW
W 1968 roku jeden z publicystów warszawskiej "Stolicy" donosił: O godzinie dwudziestej pierwszej resztki spłoszonych przechodniów pędzą do domu, mijając nieliczne i popsute neony, reklamujące coś, czego nie ma. Podobne odczucia miał korespondent "Expressu Wieczornego", który pisał w marcu 1969 roku: Po dziesiątej wieczorem Warszawa staje się śpiącym miastem. [...] Przed dziesiątą też zresztą rozrywek nie jest wiele. Kino, kawiarnia, teatr i przechadzka - to właściwie wszystko. Lunaparku brak, cyrk od niepamiętnych czasów w budowie, za byle karuzelą można pół stolicy oblecieć i nie znaleźć, zaś na Dudka czy Owcę - popularne warszawskie kabarety - czekać trzeba miesiącami, a panienki lżejszej konduity przypominają warszawskie taksówki: stare, brudne i niechlujnie pomalowane. Władze miasta nie zapewniały obywatelom ani szerokiej sieci usług gastronomicznych, ani rozrywek kulturalnych. Niskie zarobki i codzienna wyczerpująca gonitwa po sklepach wymuszała na obywatelach ograniczenie własnych potrzeb do korzystania ze zgromadzonych dóbr materialnych i "duchowych" w przysłowiowych czterech ścianach. Poza słuchaniem radia najbardziej popularną formą spędzania wolnego czasu w okresie "małej stabilizacji" było oglądanie telewizji.
STYL, SMAK, DOSTATEK...
Posiadanie luksusowych artykułów gospodarstwa domowego, jak lodówka, pralka elektryczna czy odkurzacz, oraz drogich i trudno dostępnych motocykli i aut, stało się w dobie "małej stabilizacji" wyznacznikiem prestiżu ich właścicieli. Prawdziwym obiektem pożądania wielu obywateli było przestronne, dobrze urządzone mieszkanie, które stwarzało m.in. możliwość prowadzenia bujniejszego życia towarzyskiego dzięki popularnym wówczas prywatkom przy gramofonie lub magnetofonie.
W 1965 roku na 1000 mieszkańców kraju przypadało zaledwie 5,4 mieszkań, zaś na 1000 małżeństw 853 mieszkania. Władze z jednej strony popierały zawieranie związków małżeńskich, propagując jego dojrzały model - oparty na przemyślanej decyzji obojga ludzi. Z drugiej zaś obowiązujący od 1965 roku kodeks rodzinny podwyższał wiek mężczyzn uprawnionych do zawarcia związku małżeńskiego do 21 lat, co w założeniu miało zahamować wzrost rozwodów. Był to również okres poluzowania obyczajów oraz nadchodzącego wyżu demograficznego, który władze bardzo niepokoił. W 1966 roku prasa donosiła: W powiecie wejherowskim po raz pierwszy ilość oddanych do użytku izb przekroczyła przyrost naturalny. By nadążyć za deficytem mieszkaniowym władze wprowadzały "odgórne" normy dotyczące metrażu, który przeciętnie wynosił około 40 metrów kwadratowych. Podobnie trudno było oryginalnie zaprojektować wnętrze mieszkania, jak kupić modną koszulę, garnitur, sukienkę czy buty i dopasować je do swoich potrzeb. Na ulicach miast przeważała jednolitość strojów pod względem fasonu i barw. Dominowały głównie ortalionowe płaszcze, pończochy z nylonu oraz koszule non-iron. Co ciekawe, problemy dotyczące "wyglądu zewnętrznego" stały się przedmiotem gorących dyskusji w sejmie i na łamach gazet. Nie urażając naszych kolegów posłów, można stwierdzić, że mężczyźni swoje żądania wobec przemysłu ograniczają na ogół do stilonowych koszul i skarpet helanco. Kobiety są bardziej wnikliwymi wyrazicielkami opinii na temat potrzeb rynku. Słusznie więc domagają się, by tkaniny - w które kobieta ubiera siebie, dzieci i męża - nie gniotły się, nie brudziły, były łatwe do prania i prasowania, trwałe i higieniczne w użytkowaniu, estetyczne, oraz aby odpowiadały wymogom mody. Mówiłam o tym z trybuny sejmowej - tak podsumowała swoje wystąpienie sejmowe w 1966 roku posłanka Krystyna Czechowska z sejmowej komisji przemysłu lekkiego rzemiosła i spółdzielczości pracy.
GOMUŁKOWSKA DESTABILIZACJA
Przypadającą na lata 60. "małą stabilizację" znawcy tematu nazwali też "małą destabilizacją". Kryją się pod tym określeniem konflikty i napięcia społeczne oraz ogólne poczucie niezadowolenia z sytuacji politycznej i gospodarczej kraju w ostatniej dekadzie rządów Gomułki. Do zwolenników tej teorii należy historyk Marcin Zaremba, autor eseju "Społeczeństwo polskie lat sześćdziesiątych - między «małą stabilizacją» a «małą destabilizacją»". Czytamy w nim m.in., że pojęcie "małej stabilizacji" zafałszowuje historyczną rzeczywistość, zamiast ją tłumaczyć. Kształtuje stereotyp dekady: "biednie, ale swojsko i spokojnie", nie uwzględniając wielu zagrożeń dla stabilności systemu komunistycznego w Polsce. Wydaje się wręcz dysfunkcjonalne dla wyjaśnienia przyczyn marca ‘68 i grudnia ‘70. Trudno bowiem logicznie połączyć wcześniejszą apatię i przystosowanie ze strajkami i protestami. Choć po 1958 roku zmalała liczba masowych wystąpień i protestów, sytuacja ekonomiczna w Polsce daleka była od stabilności. Od 1965 roku tempo rozwoju krajowej gospodarki zaczęło wyraźnie słabnąć. W tymże roku zdrożały ceny środków myjących i piorących, ryby, papierosy i przetwory owocowe. Nie były to pierwsze podwyżki. Dwa lata wcześniej wzrosły opłaty m.in. za energię elektryczną, gaz, wodę i centralne ogrzewanie. Pogarszające się nastroje społeczne były także rezultatem tzw. cichych podwyżek. Czasem zwykła plotka powodowała, że ludzie w panice masowo wykupywali mąkę, masło, cukier, mleko oraz inne dobra konsumpcyjne. We wrześniu 1968 roku OBOP zapytał Polaków: Czy przewiduje Pan/Pani, że w ciągu najbliższych trzech lat zmieni się ludziom pod względem materialnym na lepsze? Optymistami okazało się zaledwie osiem procent respondentów.
RODZINNE SEANSE PRZED MAŁYM EKRANEM
W 1965 roku telewizor miał co piąty mieszkaniec kraju. Ulubione seriale - "Wojna domowa", a z czasem "Stawka większa niż życie" - oglądały całe rodziny. Dużym zainteresowaniem cieszyły się także programy publicystyczne, dziennik oraz wydarzenia sportowe.
Telewizja, oprócz narzędzia propagandy, odgrywała ważną rolę kulturotwórczą, określała bowiem pewien wzorzec obyczajowości i domowej "etykiety". O skali tego zjawiska świadczą "Poradniki dobrego wychowania", tłumaczące zasady właściwego zachowania się gości zaproszonych na domowe seanse telewizyjne. Irena Gumowska, ekspertka od "bon ton", pouczała w "ABC dobrego wychowania", że podczas wspólnego oglądania telewizji jakiś czas się rozmawia, popija herbatę, a gdy jest coś ciekawego w TV, pogawędkę się przerywa i ogląda program. [...] W każdym razie nie obowiązuje przyjmowanie gości telewizyjnych kolacją. "Poradniki" odradzały również telefonowanie do znajomych w czwartek po godzinie 20, gdy większość rodzin oraz ich gości śledziło na ekranie popularne spektakle "Kobra" w "Teatrze Sensacji". W drugiej połowie lat 60. telewizor nadal należał do przedmiotów luksusowych, skupiało się wokół niego nie tylko ognisko domowe, ale i towarzyskie. Z tego powodu niejednokrotnie dochodziło do międzysąsiedzkich animozji: Od czasu, kiedy kupiliśmy telewizor, nasze mieszkanie zamieniło się w świetlicę. Sąsiedzi regularnie nas odwiedzają o każdej porze dnia, nie wyłączając niedziel. Nie zarabiają gorzej od nas, ale telewizora nie chcą kupić, bo "nie warto".
Z badań przeprowadzonych przez OBOP w 1964 roku wynika, że zaledwie około 15 procent mieszkańców polskich miast oceniało realizację swoich potrzeb jako dobrą lub bardzo dobrą. Dla pozostałych brak pieniędzy był przyczyną niezrealizowania wielu pragnień. Zaskakująco wysoki był procent osób zainteresowanych teatrem, dostępnym skądinąd dla wąskiej grupy społecznej. Z kolei telewizja, jedna z najlepiej rozwijających się wówczas rozrywek, zyskała dość niską notę. Zdaniem historyka Błażeja Brzostka odpowiedzi ankietowanych wskazywały raczej na deprywację względem wyobrażonej "kultury", niedostępnej dla mało zarabiających, niż prawdziwe życzenia.
Władze PRL-u chciały mieć wpływ nie tylko na potrzeby materialne obywateli, ale także na ich sferę duchową. W tym celu osłabiano znaczenie religii, podkreślając m.in. zgubny wpływ świąt na zachowanie umiaru w jedzeniu i piciu. Co roku w okresie Bożego Narodzenia prasa nagłaśniała wypadki przejedzenia i pijaństwa, kończące się wezwaniem pogotowia. W gazetach pojawiały się nawet zapiski z protokołu badania lekarskiego: Talerz barszczu z 36 uszkami, 5 porcji karpia, 25 pierogów z kapustą, talerz kutii, popite 2 butelkami piwa, butelką wytrawnego wina "Czar PGR-u" i 600 g czystej wódki z czerwoną kartką.
p