Klara Klinger: Stanowczo i zgodnie potępiamy bicie dzieci, rozwody i małżeńskie zdrady. W życiu jednak często bywa inaczej. Zaskakuje to pana?

Reklama

Janusz Czapiński*: Wcale. Polacy od zawsze żyją w rozdwojeniu. Z jednej strony bardzo jesteśmy przywiązani do wartości głoszonych przez Kościół, a z drugiej strony jesteśmy na bakier z dekalogiem. Więc to, że deklarujemy, iż jesteśmy zwolennikami przykazań wynikających z nauki Kościoła albo zwykłej przyzwoitości, nie przeszkadza nam potem ich łamać.

Skąd ta hipokryzja?

My zazwyczaj nie zauważamy naszych grzechów, tylko znajdujemy dla nich jakieś odpowiednie tłumaczenie. Bicie dzieci kojarzy nam się z drastyczną przemocą, więc zawsze uważamy, że my sami tej bariery nie przekroczyliśmy. Może daliśmy klapsa, by wyprowadzić młodego człowieka na ludzi, ale krzywdy mu z pewnością nie czynimy. Wszystko jest przecież kwestią definicji. Więc kiedy zdradzamy, też możemy twierdzić, że to dlatego, iż żona nas nie rozumie. Twierdzimy, że nie wolno zdradzać, nie wolno bić, ale przy okazji sprytnie przesuwamy granice, kiedy naprawdę do tego dojdzie.

A więc tak naprawdę nasze deklaracje są niewiele warte?

Jest takie powiedzenie, że poglądy ma się na użytek innych ludzi, a nie na własny. Mamy na tyle rozwiniętą inteligencję, że potrafimy zawsze własne uczynki usprawiedliwiać, natomiast bliźnim nie umiemy wybaczyć. Ci, którzy mówią, że są przeciwni zdradom, myślą raczej o swoim sąsiedzie niż o sobie. Kto głosi bardzo konserwatywne poglądy, na pewno je potępia u innych. Jesteśmy bowiem mało tolerancyjni wobec zachowań innych. Osądzamy ich niezwykle rygorystycznie.

I dlatego krytykujemy np. tych, którzy oddają starych rodziców do domu opieki?

Reklama

Tak, ale sami coraz częściej to robimy. Świadczy o tym choćby stale rosnąca liczba takich ośrodków. Kiedyś był jeden dom starców na region, dziś jest w każdej dużej miejscowości. To znaczy, że na takie ośrodki jest duży popyt. A oddajemy niedołężnych rodziców z czystej wygody, bo trudno jest z nimi mieszkać.

Ale przecież z każdego badania wynika, że Polacy podobno bardzo sobie cenią rodzinę i więzi rodzinne.

Dlatego głośno się nie przyznają, że oddają rodziców do domu spokojnej starości. Za wszelką cenę starają się znaleźć uzasadnienie dla swojego postępowania. Twierdząc, że robią to dla dobra rodzica, nie burzą zarazem swojego przekonania, że cenią wartości rodzinne i pokoleniowe. I jedyna różnica jest taka, że ci, którzy hołdują tradycyjnym poglądom, oddają rodziców to tego typu ośrodków, ale muszą znaleźć mocne argumenty przemawiające za taką decyzją. Muszą włożyć więcej wysiłku niż osoby o poglądach liberalnych w znalezienie dobrego wytłumaczenia.

Ciekawe więc, czemu tak wielu Polaków nadal uważa się za konserwatystów?

W Polsce dominuje lęk przed nowym, nieznanym i obcym. To utwierdza ogromną część społeczeństwa w postawach konserwatywnych. Polacy chcą, żeby została tradycyjna hierarchia wartości, bo to daje im poczucie bezpieczeństwa.

*Janusz Czapiński jest psychologiem społecznym