"Śledź" wymykał się tropiącym go policjantom niemal cztery lata. Uciekł z kraju na fałszywych dokumentach. Ukrywał się w Anglii, RPA, w końcu na Malcie. I właśnie na śródziemnomorskiej wyspie wpadł we wrześniu zeszłego roku.

Reklama

W zeszłym roku jego trzej kompani usłyszeli wyrok dożywocia. Sędzia Janusz Jankowski tak uzasadniał swoją decyzję: "Jedyną zasadą tej grupy był całkowity brak zasad. Wyrok jest surowy, ale nasilająca się bezwzględność tych młodych ludzi wymaga surowych kar".

Również policjanci i prokuratorzy, którzy doprowadzili do wytropienia grupy "Śledzia", byli wstrząśnięci ich czynami. "Odłączyli się od większej grupy przestępczej i chcieli zastraszyć konkurentów. Dlatego w przebraniu policjantów wdarli się do domu jednego z gangsterów" - tłumaczył DZIENNIKOWI policjant, który brał udział w śledztwie. Porwali Artura Z. i jego partnerkę w ciąży.

Na terenie twierdzy Modlin kazali im kopać grób. Małgorzata R. patrzyła na męki i śmierć Artura Z. z ręki "Śledzia". Potem mordercy zaczęli ją dusić i wrzucili do grobu z ciałem jej partnera. Kobieta jednak żyła. Wtedy, według prokuratorów, "Śledź" stanął jej na szyi, wyciągnął nóż i poderżnął jej gardło.

"Maciej Ś. został oskarżony o jedenaście przestępstw, z czego najokrutniejszym było podwójne zabójstwo w twierdzy Modlin. Uważam, że to wyjątkowo niebezpieczny przestępca, tak jak i reszta tej grupy. Z takim bestialstwem w swojej karierze jeszcze się nie spotkałem" - mówi tvp.info Robert Majewski z warszawskiej prokuratury, który prowadził śledztwo w sprawie mordu.