To "odpowiedź na medialną dyskusję o ewentualnych praktykach oszukiwania wskaźników i ukrywania faktycznego zagrożenia życia górników. Zarejestrowane nagrania będą dostępne dla pracowników nadzoru górniczego, którzy będą mogli wiarygodnie ocenić czy istnieje proceder oszukiwania i świadomego narażania zdrowia i życia górników" - oświadczyło Ministerstwo Środowiska.

Reklama

Pomysł monitorowania zagrożonych metanem rejonów kopalni od razu podchwycił minister gospodarki Waldemar Pawlak. To on może zmienić rozporządzenie z 2002 r. "w sprawie bezpieczeństwa i higieny pracy, prowadzenia ruchu oraz specjalistycznego zabezpieczenia przeciwpożarowego w podziemnych zakładach górniczych". I zapowiedział, że od razu to zrobi. "Jest to do zrealizowania praktycznie od ręki" - powiedział Pawlak.

Pod ziemią i tak już są kamery. Montuje się je między innymi w rejonach szczególnie zagrożonych tąpaniami. Monitorują też tzw. strefy specjalne czy ważne miejsca ciągu technologicznego w kopalni.

Za montowaniem kamer w zagrożonych wybuchem metanu rejonach opowiada się także prezes Wyższego Urzędu Górniczego (WUG), Piotr Litwa. "Jeśli są sygnały (o fałszowaniu pomiarów ilości metanu), zainstalujmy tę telewizję przemysłową, która jest znana w górnictwie, po to, żeby dyrektor kopalni mógł powiedzieć, że ma dowód na to, iż np. czujniki są cały czas w określonym miejscu, w którym mają być zabudowane" - powiedział Litwa

Co na to właściciele kopalń? "Propozycja rozszerzenia zakresu stosowania kamer do obserwowania pewnych newralgicznych punktów np. na ścianach jest jak najbardziej do rozważenia. Ale trzeba mieć świadomość, że kamera nie wykryje metanu. Natomiast możemy obserwować zachowanie ludzi, cały szereg rzeczy, które mogą potem, przy - nie daj Boże - następnych problemach, być źródłem istotnych informacji" - skomentował prezes Katowickiego Holdingu Węglowego (KHW), do którego należy kopalnia "Wujek-Śląsk", Stanisław Gajos.