Klara Klinger: Mieszkaniec Holandii budzi się rano i czuje, że jest chory. Co robi?

Dorota Kumelowska*: Dzwoni do swojego lekarza domowego i umawia się na wizytę jeszcze tego samego dnia. Jeżeli bardzo źle się czuje, zamawia wizytę do domu. Lekarz bada go, wypisuje odpowiednie leki i może zamówić je drogą elektroniczną w wybranej przez pacjenta aptece. Chory, wracając od lekarza, odbiera na swoje nazwisko i numer pacjenta gotowy już pakunek. Nie musi mieć przy sobie pieniędzy, bo wszystko pokrywa ubezpieczenie. Apteka ściąga należne kwoty od ubezpieczyciela. Różnica między Polską a Holandią jest taka, że w Polsce to lekarz jest rozliczany z recept, które wydaje, i musi się tłumaczyć z nich przed NFZ. W Holandii pilnuje się pacjenta - dzięki elektronicznej rejestracji dokładnie wiadomo, jakie lekarstwa dostał i czy ewentualnie ich nie nadużywa.

Reklama

Leki są za darmo? Ich koszt pokrywa podstawowe ubezpieczenie?

Tak. Ubezpieczenie wylicza się indywidualnie w zależności od wieku, chorób, jakie dana osoba przebyła, ale obejmuje prawie wszystko. Także opiekę dentystyczną czy pobyty w szpitalu. Można wykupić droższy pakiet, jeżeli chce się mieć dostęp do usług ponadstandardowych, takich jak medycyna opłaty za okulary czy porady psychologa.

A drogie leki na raka? W Polsce jest bardzo źle, jeżeli chodzi o dostęp do najnowocześniejszych terapii.

Jest pełen dostęp do wszystkich terapii, są one refundowane przez ubezpieczenie. W Polsce bardzo często wiem, że istnieje dobra metoda leczenia, na przykład bólu, ale nie mogę przepisać leków czy terapii, bo po prostu pacjentów na to nie stać.

Kolejną bolączką w Polsce są kolejki.

Reklama

W Holandii jest dużo lepiej, ale pacjenci też muszą czekać, bo brakuje specjalistów. Jednak maksymalny czas oczekiwania to trzy miesiące. Żeby rozładować kolejki, szuka się różnych rozwiązań. Kiedy wiadomo, że na konkretny zabieg nie ma miejsca, znajduje się je w innym mieście, a nawet kraju, w ramach Unii.

Coś jeszcze usprawnia system opieki zdrowotnej?

Jest bardzo dużo szpitali i prawie w każdym z nich specjalne oddziały, w których pacjenci są przyjmowani rano, poddawani zabiegom i jeszcze tego samego dnia wypisywani do domu. Tam lekarz jeszcze na sali operacyjnej wypisuje recepty, które pielęgniarki wykupują w aptece i dają pacjentowi do domu. W Polsce jest zupełnie na odwrót. NFZ nagradza długie trzymanie chorych w szpitalu. Dlatego nawet najdrobniejszy zabieg trwa kilka dni. Pracę lekarzy ułatwia także informatyzacja.

To znaczy?

Całą historię pacjenta wprowadza się do systemu. Lekarz wpisuje numer pacjenta i dokładnie widzi, jak był leczony. Ma opis konsultacji, leków, jakie zażywał pacjent, i każdej hospitalizacji.

Autorzy raportu wychwalają Holandię jeszcze z jednego powodu. Twierdzą, że pacjenci mają duży wpływ na leczenie.

To prawda. W Holandii informuje się chorego, jak będzie przebiegało leczenie, jakie leki otrzyma. Lekarz pyta go, czy się na to zgadza, czy nie. A w Polsce często traktuje się pacjenta jak petenta, a nie partnera, który ma prawo wiedzieć, co się z nim dzieje i dlaczego.

*Dorota Kumelowska, przez 10 lat pracowała jako anastezjolog w Holandii, od dwu lat w Polsce, obecnie jest kierownikiem Kliniki Anastezjologii i Intensywnej Terapii szpitala Medicover