Palikot – który zapowiedział w środowej audycji, że najpóźniej do 30 stycznia złoży mandat poselski – komentował dzisiejszą rzeczywistość polityczną w programie "Kropka nad i". "Ludzie zawsze opowiadają się po stronie tych, którzy wygrywają wybory" – podsumował fenomen popularności Platformy Obywatelskiej. Według niego, uzyskanie poparcia dla PO było to o tyle łatwe, że "Jarosław Kaczyński doprowadził do absurdu, twierdząc, iż nie rozpoznaje swojego brata". "Nie będę zdziwiony, jeżeli 24 grudnia, w Wigilię, Jarosław Kaczyński ogłosi, że jest Lechem".

Reklama

Pytany o to, czy żałuje czegoś, co zrobił w 2010 roku Janusz Palikot przeprosił Anne Applebaum – amerykańską dziennikarkę i żonę ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego – za swoje ataki z okresu kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckimi, a także Bronisława Komorowskiego za krytyczne opinie, jakie o nim wyrażał. Na tym jednak koniec. "Nie żałuję zachowania wobec Lecha Kaczyńskiego" – podkreślił. "Uważam, że jest odpowiedzialny za 10 kwietnia. Odpowiedzialny za pewną atmosferę, szykanowanie pilotów przez Gosiewskiego i Szczygłę" – dodał.

Zwrot w stanowisku Donalda Tuska wobec raportu MAK w sprawie katastrofy smoleńskiej Palikot tłumaczy bezwolnym podążaniem premiera za sondażami. "Widocznie wyszło z badań, że dosyć duża część Polaków tak myśli, nie ufa Rosjanom. Stąd zapewne część tego 54 proc. poparcia, jakie ma Tusk" – stwierdził szef Ruchu Poparcia. "Bez wątpienia Jarosław Kaczyński nie zachowuje się jak w pełni władz umysłowych, więc Tusk ma się czego bać" – kwitował.

Jego zdaniem na polskiej polityce cieniem kładą się antyrosyjskie fobie, a zarazem – paradoksalnie – pewne myślenie i argumentacja żywcem przeniesione z Rosji. Palikot nazywa je "kliszą Samozwańca", nawiązując do rosyjskiej historii cara-uzurpatora. Według niego na takiego uzurpatora PiS i prezes tej partii próbują dziś wykreować Bronisława Komorowskiego. Coraz ostrzejszy język polityków, coraz głębsze podziały, do jakich doprowadzają Palikot podsumował w drastyczny sposób. "Jesteśmy krok od getta, od obozów, życia za drutami. Do tego radykalnego podziału doprowadził właśnie Kaczyński" – mówił.

Reklama

Były poseł PO ujawnił też kulisy rozgrywek frakcyjnych, dzięki którym stanowisko zachował minister infrastruktury Cezary Grabarczyk. Podkreślił, że nie miałoby to znaczenia dla szefa rządu, gdyby nie silna pozycja ministra w Platformie Obywatelskiej. "Usunięcie Grabarczyka to wzmocnienie Schetyny. Grabarczyk zbudował w PO własną spółdzielnię, grupę posłów, którzy głosują zawsze tak jak on" – twierdził Palikot. To dzięki nim Donald Tusk "wybrał taki zarząd PO, jaki chciał".

Bez względu jednak na pozycję szefa resortu infrastruktury w partii, Grabarczyk – zdaniem Palikota – nie był winny bałaganowi, jaki zapanował w ostatnich tygodniach na kolei. "Zaczęto proces restrukturyzacji, ale prywatyzacja to zawsze konflikt społeczny – a tego Tusk unika" – mówił. Według niego dlatego właśnie restrukturyzacja utknęła w martwym punkcie, a obecny konflikt skończył się „kuriozalną” dymisją wiceministra. Skądinąd "zemstą" za tę rezygnację miał być przeciek ujawniający wyjazd syna Donalda Tuska, Michała, wraz z delegacją resortu i PKP do Chin. "PKP to państwo w państwie. Świetnie zorganizowana grupa, której wszyscy się boją" – podsumował Palikot.