Wyciszenie wewnętrznych sporów, przyśpieszenie reform, wykorzystanie polskiej prezydencji - to niektóre pomysły polityków Platformy na zahamowania spadku notowań partii.

W nieoficjalnych rozmowach wielu polityków Platformy przyznaje, że martwi ich spadające poparcie dla partii.

Reklama

Według najnowszego badania CBOS, na partię rządzącą głosowałoby w lutym 37 proc. ankietowanych - o 2 punkty proc. mniej niż w styczniu. Notowania PiS utrzymują się na tym samym poziomie 20 proc.; zyskuje SLD.

Z ostatniego sondażu TNS OBOP wynika, że PO ma 41 proc. poparcie; PiS - 26 proc. W stosunku do stycznia poparcie dla PO spadło o 13 pkt proc.; poparcie dla PiS wzrosło o 2 pkt proc.

W opinii polityków Platformy główne przyczyny takiego trendu to m.in. zapowiedzi rządu zmian w OFE (ostro skrytykowane przez część ekonomistów, m.in. Leszka Balcerowicza), chaos na kolei, niekorzystny dla Polski raport MAK w sprawie katastrofy smoleńskiej oraz wewnętrzne tarcia w partii na linii Tusk-Schetyna.

PO nie pomagają też tarcia w regionach na tle układania list wyborczych ani wypowiedzi jej własnych posłów, m.in. Joanny Muchy - o starszych ludziach, którzy wizyty u lekarza traktują jak rozrywkę, czy Roberta Węgrzyna - o homoseksualistach.



Reklama

Zdaniem posła PO Jarosława Gowina, spadek notowań Platformy to efekt m.in. "naturalnego zużywania" władzy, szczególnie w warunkach światowego kryzysu finansowego. Jak ocenił, gorszy wynik Platformy to także konsekwencja bardzo ostrego ataku opozycji na rząd.

Gowin przyznał jednocześnie, że na słabe oceny PO wpływ miała reakcja rządu na raport MAK, która - jak zauważył - przez część opinii publicznej została odebrana jako niewystarczająca oraz sytuacja na kolei. "Mówię to wysiadając z pociągu, który jest spóźniony 1,5 godziny i szlag mnie trafia" - zaznaczył.

Jego zdaniem, Platforma musi przeprowadzić przed wyborami istotne reformy, których oczekują wyborcy - m.in. ustawę o emeryturach mundurowych, dokończenie reformy służby zdrowia oraz ustawy poszerzające wolność gospodarczą.

Gowin podkreślił, że powszechna mobilizacja wyborców PO z 2007 roku wcale nie musi się powtórzyć. "Paliwo +antypisowskie+ się wyczerpuje, podzielenie Polski między dwa zwalczające się plemiona jest szkodliwe z punktu widzenia interesu państwa, PO nie powinna tego konfliktu eskalować" - ocenił poseł.

Podkreślił jednak, że polska prezydencja jest szansą na wzrost prestiżu naszego kraju, a co za tym idzie, na wzrost notowań Platformy. "Ale i tak rozstrzygać będzie sytuacja gospodarcza" - uważa.

Polityk przyznaje, że najbardziej zależy mu na poparciu PO ze strony inteligencji. Niektórzy politycy Platformy przyznają, że część "wykształciuchów" może nie pójść na wybory, bo rozczarowali się rządami PO.



List otwarty, w którym odwołuje swoje poparcie dla Platformy, napisał naczelny "Playboya" Marcin Meller. "Moja cierpliwość się wyczerpała. Nawet straszak w postaci powrotu PiS-u do władzy już na mnie nie działa. (...) minister Grabarczyk za totalny bajzel na kolei dostaje w nagrodę kwiaty. Minister Klich nie ponosi odpowiedzialności za Smoleńsk, (...) opowiadając o zielonej wyspie, wchodzicie na moją emeryturę" - punktuje Meller.

Wiceszef klubu PO Rafał Grupiński przyznał, że PO musi pokazać wyborcom plan na najbliższe miesiące, a także swoją wizję rządzenia Polską przez następne cztery lata.

"Jasne jest, że musimy także w tej ostatniej fazie rządzenia wykazać odpowiednią determinację, przedłożyć projekty na następne cztery lata, które spowodują, że ci nieco rozczarowani zechcą na nas zagłosować i nie będą oddawali Polski w ręce dwóch partii opozycyjnych, z których żadna nie ma na razie sensownych projektów na Polskę" - podkreślił Grupiński.

"Przygotowujemy w tej chwili pewne rzeczy programowe, ustrojowe w Instytucie Obywatelskim, muszą one jeszcze zostać zaakceptowane przez władze partii. A co będzie robił rząd - to jest m.in. pytanie, na ile uda się dokończyć pewne ważne projekty w rodzaju negocjacji zmian emerytur mundurowych. Jeśli te negocjacje zakończą się późną wiosną, mają szanse przejść przez cały cykl parlamentarny" - mówi Grupiński.

O inicjatywach ustawodawczych na kolejne miesiące ma w najbliższym czasie rozmawiać zespół parlamentarno-rządowy, który przygotowywał m.in. jesienną ofensywę legislacyjną PO.

Grupiński podkreśla, że jeśli chodzi o "odważne reformy", to "nikt nie powinien mieć do Platformy pretensji o zaniechanie".



"Zrobiliśmy bardzo wiele - począwszy od emerytur pomostowych, poprzez uzawodowienie armii, reformę zdrowia, czy reformę szkolnictwa wyższego, specustawy drogowe, środowiskowe, uproszczenia dla przedsiębiorców. To są rzeczy, które - moim zdaniem - należałoby docenić. Ja wiem, że pamięć bywa krótka. Wystarczy, że dziesięć osób powie: Platforma nic nie robi, to jedenasta powie: no faktycznie, chyba nic nie robi. Tylko to nie jest uczciwy namysł nad tym, co zrobiliśmy dotąd" - podkreślił.

Problemem dla PO może być konflikt na linii premier Donald Tusk - marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna. Szerokim echem w mediach odbiła się publiczna krytyka rządu przez Schetynę, który stwierdził, że rząd spóźnił się z reakcją na raport MAK.

Politolog, prof. Wawrzyniec Konarski z UW podkreśla, że zgrzyty we władzach PO nie służą wzmocnieniu partii, która - jego zdaniem - stała się "partią-kartelem, kompletnie odideologizowaną". "Platforma musi wyciszyć różnicę zdań, nie eskalować konfliktów na zewnątrz, muszą pokazać jedność i że pomimo frakcji umieją ze sobą razem współpracować" - podkreślił Konarski

W oficjalnych wypowiedziach politycy PO zaprzeczają, jakoby istniał konflikt między Tuskiem a Schetyną. "Jest w Platformie różnica zdań, nie ma konfliktu na linii Tusk-Schetyna" - zapewnił Gowin.

Przyznaje, że Platforma zdecydowała się zająć wcześniej listami wyborczymi, aby uniknąć wewnętrznych kłótni przed wyborami. Ale tarcia i tak są - m.in. właśnie w małopolskiej PO między Gowinem a szefem regionu Ireneuszem Rasiem, ale też w Wielkopolsce (na linii Grupiński-Waldy Dzikowski), czy na Opolszczyźnie, gdzie szef regionu Leszek Korzeniowski zgłosił wniosek o wykluczenie z partii posła Roberta Węgrzyna.

Narastającą krytykę ze strony opozycji poseł Adam Szejnfeld tłumaczy zbliżającą się kampanią wyborczą: "Wszyscy jesteśmy na ostatniej prostej - rozpoczął się rok wyborczy, partie stają w blokach, szukają dobrej pozycji w wyścigu, który ma się skończyć jesienią" - zaznaczył.



"To powoduje, że partie polityczne, ale także przedstawiciele opinii publicznej radykalizują swoje oceny, zwłaszcza wobec partii rządzącej, to jest rzecz absolutnie normalna. Natomiast absolutnie nienormalne w polskiej specyfice przez dwadzieścia minionych lat było to, że partia, która tworzyła rząd, utrzymywała przez cały czas swojej kadencji niebywale wysokie notowania. Mało tego, że koalicja rządząca ma szansę wygrać i powtórzyć swoje rządy" - dodał Szejnfeld.

Politolog i prezes Fundacji Batorego Aleksander Smolar uważa, że spadek notowań PO jest spowodowany m.in. kwestią reformy OFE, nowym brutalnym językiem PO, językiem insynuacji w stosunku do ekonomistów i przedsiębiorców, brakiem reform, błędami taktycznymi w kwestii badania przyczyn katastrofy smoleńskiej, "brutalną propagandą" PiS oraz "narastającą pewnością siebie i arogancją Platformy".

Kolejne przyczyny gorszego wyniku PO to - według Smolara - mniejsza obawa wyborców przed powrotem PiS do władzy oraz "zużyciem" rządzeniem. "Język PO, język premiera już nie uwodzi tak jak kiedyś" - zauważył politolog.

"Ludzie nie rozumieją, o co chodzi z reformą OFE, a władze nie starają się im tego wytłumaczyć. Pojawiają się też zmasowane oskarżenia ekonomistów w kierunku rządu, ludzie mają wrażenie, że rząd w tej sprawie coś kręci, powstaje nieufność, której do tej pory było raczej mało" - ocenił Smolar.

"Platforma dezorientuje swoich wyborców. Była to partia, która miała obraz partii liberalnej, nowoczesnej, która kładzie nacisk na odpowiedzialność obywateli, a nie państwa, a PO w ostatnim czasie działa tak, że zaprzecza tym swoim fundamentom ideowym. Trudno dziś powiedzieć, jaką partią jest PO" - powiedział Smolar.

Zdaniem politologa, Platforma - jeśli chce zmienić negatywne trendy w sondażach - powinna "postawić na język prawdy", uczciwie rozmawiać ze społeczeństwem, odbudować zaufanie, odejście od języka walki z ludźmi, którzy są autorytetami i byli sojusznikami PO. "Władza nie może też podejmować reform, które mogą być społecznie kosztowne" - podkreślił.