PO już nie chce wyjaśnień od Sikorskiego, Arłukowicza i Neumanna w sprawie przejazdów prywatnymi samochodami - informuje Radio ZET, powołując się na wypowiedź sekretarza generalnego partii.

Reklama

Póki co panowie złożyli swoje wyjaśnienia, one są wystarczające. W myśl regulaminu Sejmu i prawa polskiego nie popełnili żadnego wykroczenia, czy przestępstwa. Dlaczego mamy czegoś od nich żądać? - pyta jak najbardziej retorycznie Andrzej Biernat. Jak dodaje, wcześniej nadinterpretowano jego słowa: zwrócimy się do Sikorskiego, Arłukowicza i Neumanna o wyjaśnienia.

Na dzisiaj nie mamy powodu, by wszczynać jakiekolwiek larum. Jeśli zostało popełnione jakieś przestępstwo, to są odpowiednie organa, by się tym zajmować. Dopóki nie są postawione jakiekolwiek zarzuty, to dlaczego my mamy się tym zajmować - ucina sprawę sekretarz generalny PO.

Jak napisał "Wprost", marszałek Sejmu Radosław Sikorski otrzymał dziesiątki tysięcy zwrotów kosztów za używanie prywatnego auta. Gigantyczne pieniądze za podróże pobierali też minister zdrowia Bartosz Arłukowicz i jego zastępca Sławomir Neumann - dodawał tygodnik.

CZYTAJ WIĘCEJ: Oni także bogacili się na sejmowych podróżach >>>

Mimo że szef resortu zdrowia zdrowia ma służbową limuzynę, to na podróże własnym autem pobrał w 2012 roku 27 tysięcy złotych, informuje "Wprost". W praktyce oznacza to, że w każdy weekend musiałby przejeżdżać 600 kilometrów, a w święto - 300. Arłukowicz dopytywany o szczegóły, uchylał się od komentarza. Jeszcze więcej na przejazdy wydał Sławomir Neumann. W latach 2009-2013 deklarował przejazdy za, rokrocznie, 35,1 tysiąca złotych. Jak zauważa tygodnik oznacza to, że każdego roku musiałby przemierzać taką samą trasę z dokładnością do jednego metra, a w ciągu pięciu lat prawie pokonać odległość, która dzieli Ziemię i Księżyc.

Zastępca Arłukowicza także nie znalazł czasu na komentarz w sprawie wyjazdów.

Za każdy przejechany służbowo kilometr posłowi przysługuje 83 grosze.