Skąd wziął się polon w samolotach? Jedna z wersji mówi, że przewoził go z Rosji agent, który potem zatruł nim byłego rosyjskiego szpiega Aleksandra Litwinienkę. Właśnie po jego śmierci w Wielkiej Brytanii wybuchła panika. Bo ślady izotopu wykryto też w restauracji, w której Litwinienko zazwyczaj jadał, w szpitalu, gdzie umierał, i kilku innych miejscach.
Jeden ze skażonych samolotów miał we wtorek wylądować na Okęciu. Ale była mgła gęsta jak mleko. Dlatego maszyna usiadła na lotnisku w Wiedniu. Na pokładzie było 170 ludzi, do Polski z Austrii podstawionym autobusem pojechały 83 osoby.
British Airways uruchomiły specjalną infolinię dla pasażerów, którzy mogli lecieć skażonymi samolotami. Do tej pory zadzwoniło na nią 7,5 tysiąca ludzi. Numer infolinii - 00 800 4411 592, wew. 3. Ale firma dociera do podróżnych też na własną rękę. I uspokaja. Bo Brytyjska Agencja Zdrowia po przeanalizowaniu wszystkich danych uznała, że zagrożenia polonem nie było. Po prostu były to tylko śladowe ilości tego pierwiastka, który i tak występuje w środowisku naturalnym.
"Kontaktujemy się z pasażerami dzwoniąc lub wysyłając e-maile, w zależności od tego jaki kontakt podał pasażer przy dokonywaniu rezerwacji" - mówi dziennikowi.pl Emilia Osewska-Mądry, dyrektor BA w Polsce. "Dziś możemy powiedzieć na pewno, że w samolocie rejsu BA846 nie było absolutnie żadnego zagrożenia dla zdrowia pasażerów" - zapewnia.
Także specjaliści potwierdzają, że aby nabawić się kłopotów zdrowotnych, trzeba wchłonąć ogromną dawkę polonu. Taką jaką zaaplikowano Aleksandrowi Litwinience, który zmarł w londyńskim szpitalu.