Roman Giertych znów w centrum politycznej burzy.Po II turze wyborów prezydenckich poseł KO podważa rzetelność procesu, alarmuje o możliwej ingerencji TikToka i składa zawiadomienie do ABW. W odpowiedzi słyszy, że zachowuje się jak "troll internetowy".

PKW stwierdziła nieprawidłowości

Państwowa Komisja Wyborcza przyznała, że otrzymała kilkanaście zgłoszeń dotyczących rozbieżności w protokołach. Choć, jak podkreślają zarówno PKW, jak i premier Donald Tusk, nie wpłynęły one na ogólny wynik głosowania, władze zareagowały natychmiast. Zwołano nadzwyczajne posiedzenie PKW, a część spraw trafiła do prokuratury. Najpoważniejsze z nich to:

Reklama
  • Kraków (OKW nr 95) – Odnotowano odwrotne przypisanie głosów kandydatów. Błąd wykryto po ponownym przeliczeniu protokołu.
  • Mińsk Mazowiecki (OKW nr 13) – Podobna pomyłka. Sprawa została zgłoszona do prokuratury.
  • Błędy arytmetyczne – PKW zebrała kilkanaście zgłoszeń dotyczących nieprawidłowości w sumowaniu głosów. Komisje zostały wezwane do pilnej korekty.
Reklama

W związku z tym PKW zdecydowała się zwołać specjalne posiedzenie, o czym poinformował na platformie X, jej członek Ryszard Kalisz:

Giertych: aplikacja Mateckiego, TikTok i żądanie przeliczenia głosów

Poseł KO Roman Giertych prowadzi intensywną kampanię informacyjną na platformie X. W serii wpisów zarzucił członkom komisji sprzyjającym Karolowi Nawrockiemu manipulacje i wezwał służby do natychmiastowego działania.

Złożył zawiadomienie do ABW w sprawie nieoficjalnej aplikacji udostępnionej przez posła Dariusza Mateckiego, której część członków komisji miała używać do weryfikacji zaświadczeń wyborczych. Zdaniem Giertycha była to ingerencja w proces wyborczy.

Polityk powołał się również na raport organizacji Global Witness, według którego TikTok miał promować treści sprzyjające kandydatom prawicy nawet pięciokrotnie częściej niż inne. Jego zdaniem może to świadczyć o "działaniu Chin lub Rosji na rzecz jednej strony politycznej".

Roman Giertych domaga się także przeliczenia"wszystkich głosów w całym kraju", a nawet sugeruje, że II tura powinna zostać powtórzona. W jednym z wpisów zaapelował:

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego potwierdziła, że przyjęła zawiadomienie i prowadzi czynności sprawdzające.

PiS i Nawrocki odpowiadają na zarzuty Giertycha

Politycy PiS oraz sam Karol Nawrocki zgodnie podkreślają, że zarzuty Giertycha są bezpodstawne i mają charakter polityczny. Nawrocki w rozmowie z brytyjskimThe Sunstwierdził:

Nie ma żadnych dowodów na to, że aplikacja posła Mateckiego wpłynęła na wynik wyborów. To próba odwiedzenia rzeczywistości za pomocą teorii spiskowych. Wygraliśmy demokratycznie i oddolnie – wynik świadczy sam za siebie.

Media ostro o działaniach Giertycha

Komentarze Giertycha nie przeszły bez echa. WicenaczelnaGazety Wyborczej, Aleksandra Sobczak, w rozmowie z TVN24 powiedziała:

Karol Nawrocki wygrał i co do tego nie ma wątpliwości – zdobył aż o 369 591 głosów więcej niż Rafał Trzaskowski. Gdy mowa jest o ewentualnych nieprawidłowościach wyborczych, to dotyczy to najwyżej pojedynczych setek głosów, które trzeba oczywiście rozliczyć, ale nie w taki sposób, aby podważać całą elekcję. Donald Tusk słusznie tonuje te emocje, dlatego że w swoich szeregach ma trolli internetowych, jak np. Roman Giertych, którzy zupełnie niepotrzebnie je podsycają.

Sobczak skrytykowała również opieranie się na anonimowych wpisach z portalu Wykop, określając to jako "intelektualny trolling".

W podobnym tonie wypowiadały się inne redakcje, wskazując, że postulaty Giertycha nie są poparte twardymi dowodami. Część dziennikarzy liberalnych ostrzega, że takie działania mogą osłabiać zaufanie do całego procesu wyborczego.

Błąd czy polityczny dym?

Nieprawidłowości w komisjach, choć niewielkie, stały się zarzewiem ogólnopolskiej awantury. PKW i premier uspokajają, że wynik wyborów nie budzi wątpliwości, ale Roman Giertych nie zamierza odpuszczać. Domaga się przeliczenia głosów i powtórki II tury, angażując media społecznościowe i służby państwowe. Z drugiej strony, politycy PiS i Karol Nawrocki odpierają zarzuty, mówiąc wprost: to polityczna gra i próba podważenia mandatu zwycięzcy. Gdy jedna strona mówi o "walce o demokrację", druga widzi "internetowego trolla".

Ostateczny werdykt należy teraz do Sądu Najwyższego.